sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 7 - przeprowadzka

    Dla Kingi i Magdy, moich wiernych fanek które chyba najbardziej czekały i czekają na każdy kolejny rozdział.
   Seimei zawiózł mnie do swojego domu. Do domu w którym będę mieszkać razem z nimi.
   Domek był dość mały, biały z niebieskim dachem. Ogrodzony był drewnianym płotkiem, a na podwórku było drzewo, stało koło podjazdu.
   Wszedłem do środka. Naprzeciwko wejścia były schody, po prawej od nich był łuk prowadzący do salonu, na lewo też był łuk który prowadził do kuchni. Koło schodów były drzwi od łazienki, a we wnęce za schodami były drzwi do gabinetu Seimeia.
  • Cześć kochanie! - pocałowała go krótko – Już jesteście?
  • Tak. Ritsuka chciałem ci przedstawić, Shinara moja dziewczyna. Shinara, to Ritsuka mój brat.
   Podałem jej rękę.
  • Chodźcie przygotowałam lunch.
   Kuchnia dzieliła się na dwie części, na część jadalną i kuchenną. Usiedliśmy przy dużym sześcioosobowym stole.
  • Nie wiem co lubisz, jeśli będziesz coś chciał to mów.
  • Nie jestem wybredny, chyba nie będzie takiej potrzeby.
   Jadłem przygotowane przez nią kanapki. Widać że dziewczyna zarabia buzią...
   W tym świetle mogłem jej się lepiej przyjrzeć. Nie powiem jest całkiem ładna.    Długie blond włosy, duże błękitne oczy z wachlarzem rzęs. Miała pełne usta i mały zadarty nos. Ubrana była w kusą sukienkę ledwo zakrywającą pupę i jej spory biust. No i szpilki do tego... Dziewczyna do najniższych nie należy, dobrze że Seimei jest wysoki.
   Nagle zadzwonił telefon mojego brata. Nie przejmując się niczym zwyczajnie wstał i odebrał.
  • A więc Ritsuka, może powiesz mi coś o sobie? - zaproponowała.
  • Coś o mnie... Lubię robić zdjęcia zwłaszcza mojemu chłopakowi, a ty? - spróbowałem wybadać co sądzi o takich parach.
  • Ty lubisz robić zdjęcia, a ja pozować. Jestem modelką.
  • A czyli teraz w tym robisz! Wiesz Seimei mi powiadał co kiedyś robiłaś.
   Dziewczyna pokiwała głową jakby chciała powiedzieć „ja mu pokażę”.
  • To było kiedyś, w innym życiu. Nie jestem z tego dumna – no raczej – ale sytuacja była taka że zwyczajnie potrzebowałam tych pieniędzy, rozumiesz? - ta ciekawe na co, rodzice nie dali kieszonkowego?
   Tym razem to ja pokiwałem głową
  • Ritsuka mam dobre wieści! - powiedział Seimei wchodząc do kuchni. - Jeszcze dzisiaj ktoś z opieki społecznej „weźmie cię do rodziny zastępczej”. Zaraz cię tam zawiozę, zaczniemy cię pakować. Wejdę po piorunochronie, ze względu na rodziców. - dodał cały w skowronkach.
  • Spoko.
  • To ja przygotuje zasłonki i pościel. - powiedziała wstając od stołu. 
  • Dobrze. - powiedział Seimei i ją pocałował. 
   Jak mu się może podobać taka dziwka to nie rozumiem. Przecież ta dziewczyna wygląda jak z okładki playboy'a! Jednak mogę mówić co chcę, zwłaszcza o niej, ale co poradzić. Dobrze razem wyglądają. 

   Godzinę później pierwsze pudła z moimi rzeczami były już w bagażniku. Rodziców na szczęście nie było i to nam chyba najbardziej ułatwiło zadanie. Z każdą minutą coraz bardziej zapełniały się kolejne pudła, torby i walizki które Seimei ze sobą wziął.
  • To już wszystkie ubrania. - powiedział zadowolony. 
  • Tak, teraz to już same rzeczy. 
  • Wiesz co? Ja to wszystko zawiozę już do domu, a ty tu pakuj dalej. I tak się nie zabierzemy ze wszystkim na jeden raz. 
  • Ok.  
   Czterdzieści minut później pozostało mi tylko spakować swoje albumy ze zdjęciami. Albumy z moimi wspomnieniami... 
   Te mi się chyba najciężej pakowało. Sam nie wiem czemu tak właściwie. 
   Spakowałem je wszystkie, jednak w żadnym z nich nie było zdjęcia moich rodziców. I nie będzie. 
   Rozejrzałem się jeszcze po pokoju. Ten ostatni raz zanim przyjedzie mój brat. Miałej jakiś sentyment do tego miejsca, w końcu wychowywałem się tu czternaście, no piętnaście lat. 
   Potem zanieśliśmy te pudła do jego samochodu i ostatni raz spojrzałem na ten dom. Nie będę tęsknił. 
  • Tamte pudła są już w twoim nowym pokoju, ale z tymi musisz mi pomóc. - powiedział otwierając bagażnik. 
   Wzięliśmy po pudle i weszliśmy na górę. Mój nowy pokój znajduje się na prawo od schodów. Był to spory, prostokątny, jasny pokój pomalowany na błękit. Naprzeciwko wejścia były trzy okna, a pod nimi całkiem spore biurko. Po lewej od biurka stał mały telewizor, a na przeciwko niego pod ścianą naprawdę mała sofa, trochę większa od fotela. Pomiędzy nimi była wielka trzy drzwiowa szafa. Po drugiej stronie było łóżko, a w nogach łóżka stał kwiatek. i mały regał z półkami. No i oczywiście na samym środku były pudła i torby które przykrywały kremowy dywan. 
  • Podoba ci się? - zapytała Shinara - Mieliśmy z Seimeiem nadzieję że ci się ty podobało. Wybieraliśmy razem kolo ścian, ale jeśli nie przepadasz na błękitem...
  • Nie, lubię błękit. Tak jest dobrze. .
  • Kupiliśmy białe firanki i pościel. Wiesz takie uniwersalne, ale jak ci się nie będą podobały to kupimy inne. 
  • Pasują tu w sam raz - jak białe chmurki na błękitnym niebie - takie są dobre. 
  • Seimei pojechał na chwilę do pracy. Jakbyś czegoś potrzebował to mnie wołaj. 
  • Dobrze.
   Po trzech godzinach pokój wyglądał tak jak powinien. Teraz było najlepiej widać jak mój brat i jego dziewczyna się starali go dla mnie urządzić. 
   Dopiero teraz zadzwoniłem do Soubiego. 

  • Halo?
  • Ritsuka? Jak przeprowadzka?
  • Mam to już za sobą. Nigdy więcej... Masz czas?
  • Dla ciebie zawsze słonko, ale czy Seimei cię gdzieś puści? 
  • Jak mu nic nie powiem...
  • No co? Załatwia jakieś sprawy, a mi się samemu nudzi. I wiesz, dawno się nie widzieliśmy... - taa dzień, nie cały w dodatku... 
  • No to może tam gdzie zawsze za pół godziny?
  • Ok.
   Rozłączyłem się. Odwróciłem się za siebie. Za mną stała Shinara. Chyba słyszała moją rozmowę. 
  • Wychodzisz gdzieś? - zapytała.
  • Tak. Nie mów Seimeiowi.
  • Proszę...
  • Co? - zdziwiłem się.
  • W twojej wypowiedzi zabrakło jednego małego słówka, proszę. Shinara czy mogłabyś nie mówić Seimeiowi, proszę. - patrzyła na mnie stanowczo i ze stoickim spokojem. 
  • Nie będę się prosić u jakiejś dziwki. - wkurzyła mnie.
   Spojrzała na mnie tak jakbym robił przed nią striptiz.
  • Co proszę?
  • Nie będę się prosić u jakiejś dziwki. - powtórzyłem z głową uniesioną ku górze.
  • Czyli jednak dobrze usłyszałam. - poprawiła grzywkę - Taki gówniarz jak ty nie będzie się tak do mnie odzywał, to po pierwsze. Po drugie, za kogo ty się w ogóle masz żeby się tak do mnie odzywasz? Kto ci dał takie prawo?! - udało mi się wkurwić kobietę. 
  • Prawa może i nikt, ale pretekst sama dajesz tak się ubierając! Striptizerka, kto wie co się działo za kurtyną.
   Zrobiła krok do przodu i dostałem w twarz.
  • Nic mnie nie obchodzi co o mnie myślisz, to raz. Dwa nikomu nie dam tak o sobie mówić, a już na pewno nie tobie. Co ty w ogóle możesz o mnie wiedzieć? A po trzecie. Nie wyjdziesz z tego pokoju aż nie wróci Seimei.
  • Chyba sobie jaja robisz! - ale sobie szmata pogrywa.
  • No nie, mało tego, sam mu powiesz jak mnie nazwałeś. A i jeszcze jedno, nie zapomnij zadzwonić do swojego chłoptasia że się nie pojawisz... - powiedziała z udawanym smutkiem po czym zamknęła drzwi na klucz. 
   Po dokładnym sprawdzeniu okazało się że z tego pokoju nie ma jak wyjść przez okno. Zajebiście.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Rozdział 6 - nowy dom


(zmiana narratora)

   Kocha go. Śmiał się w nim zakochać. I miał czelność przyznać mi się do tego. Spojrzał mi prosto w oczy i powiedział:
  • „Kocham go.”
   A ja poczułem się, jakby ktoś dał mi z liścia.
   Ja też kiedyś go kochałem, pamiętam to dobrze. Chciałem mu siebie dawać i dawałem, ale on nigdy nie chciał brać. A ja go tak kochałem...
   A mój mały braciszek? Co on może wiedzieć? Twierdzi ze go kocha, ale za rok mu przejdzie, tak jak i mi przeszło.
  • Soubi, wyjdź – poprosiłem – muszę z nim porozmawiać. Sam!
   Widać było że nie chce zostawiać go samego ze mną. Jednak pokiwał tylko głową, rzucił „cześć” w jego stronę i wyszedł.
  • Ritsuka, nie powinieneś z nim być – powiedziałem szczerze będąc pewny swojej racji.

(zmiana narratora)

  • Jak śmiesz mi mówić, co mam robić?! - rozgniewałem się – Ja ci nie mówię z kim masz być!
  • Zauważ że ja jestem dorosły.
  • A ty zauważ że nie jesteś moim ojcem i że nie było cię cztery lata!
  • Ale teraz jestem!
  • To nie zmienia faktu że nie było ciebie tyle czasu i że nic nie wiesz!
   Chyba przesadziłem... Tak przesadziłem.
  • Może i mnie nie było, ale to nie zmienia faktu że życie i Soubiego trochę znam.
  • Może i znasz. Ale nie zerwę z nim tylko dlatego że ty mi tak mówisz.
   Westchnął. Obydwaj jesteśmy uparci, to nasza cecha rodzinna.
  • Ritsuka. Czasami trzeba posłużyć się rozumem, a nie sercem.
  • Ale jak ja nie chcę? Jak nie nie chcę posługiwać się rozumem w tym przypadku?
  • Ja wiem że teraz nie chcesz...
  • Nie ja w ogóle nie chce – byłem uparty i zawzięty, jak zawsze zresztą.
  • Ritsuka zrozum to wreszcie – spojrzał mi w oczy – ten związek i tak nie ma przyszłości. Ty się tylko zaangażujesz a on znajdzie sobie kogoś starszego na twoje miejsce, bo w końcu stwierdzi ze jesteś mały i dziecinny.
  • On nigdy tak nie powie!
  • Skąd możesz to wiedzieć?
  • Nie wiem, ale jestem pewny że czegoś takiego mi nie powie.
   Wiem to idiotyczne. Ale wiem że mi tego nie zrobi, po prostu to wiem. Przecież Soubi nie jest taki.
   Oczywiście nie wykluczam że mógłby się w kimś innym zakochać i mnie zostawić. Ale powodem nie byłoby to ze jestem młodszy, a już na pewno że dziecinny.
  • Ritsuka, opamiętaj się. Ty masz piętnaście lat , a on dwadzieścia. To samo w sobie brzmi śmiesznie.
  • Mówisz to tak jakby to było nie wiadomo ile, a przecież są małżeństwa które mają różnice w wieku dziesięcioletnią, piętnastoletnią, dwudziestoletnią...
  • Ale to są dorośli ludzie!
  • A ja jestem smarkaczem któremu różnic pięciu lat nie przeszkadza!
  • A nie przyszło ci do głowy że jemu chodzi o sex?
   Zatkało mnie. A jeśli przez te wszystkie lata chodziło mu tylko o to? Jeśli w swojej wyobraźni już dawno wyobraził sobie że mnie zerżnie? Że pozbawi mnie dziewictwa? O cholera!
  • Nie to nie o to chodzi...
  • Ritsuka pomyśl! Dwudziestolatek, hormony mu buzują, nie kochał się od czterech lat, jak ja go znam. Chłopcy w tym wieku głównie o tym myślą, sam zobaczysz.
  • Seimei...
  • Przemyśl to, nie chcę by cię skrzywdził.
  • Seimei... a jeśli jemu naprawdę o to chodzi?
  • To nie zgadzaj się na to. Wszystko ma jakieś granice. - spojrzał mi w oczy – do tego trzeba dojrzeć. Zresztą to i tak za szybko. Dopiero co uświadomiłeś sobie uczucia do niego. A jeśli będzie nalegał, to świadczy to tylko o tym że mam rację.
   Zastała cisza. Boże żeby on tylko nie miał racji. Nie zniósłbym tego.
  • Seimei opowiedziałbyś mi jak poznałeś Shinarę?
  • No dobrze... ale to trochę długa i troszkę szokująca historia – jakbym słyszał Soubiego – to było dwa lata temu. Ukrywałem się jeszcze trochę, choć już w zasadzie nie miałem się czego bać (…) Matt mój przyjaciel, zabrał mnie, w ramach wyrwania się z domu, do klubu ze striptizem.
  • Co?!
  • No dobra to był jego wieczór kawalerski a nie jakiś tam wypad.
   Nie skomentowałem tego.
  • Tamtej nocy było dużo dziewczyn. Większość to były puste lalki którym się nie chciało uczyć, a to był łatwy sposób na dobrą kasę. I była tam ona. Różniła się od nich wszystkich. Nie pozwalała się dotykać i nie robiła wszystkiego za pieniądze. Pomimo swojego zawodu, miała do siebie szacunek, wiem że to brzmi absurdalnie... zaciekawiła mnie sobą. Nad ranem kiedy już wyli wszyscy pijani, zacząłem z nią rozmawiać. O życiu, rodzinie i o tym dlaczego to robi. I wtedy właśnie okazała się być bardzo wartościową dziewczyną...
  • Skoro była, jest taka wartościowa to czemu wybrała taki zawód? - zapytałem.
  • Myślę że sam powinieneś ją o to zapytać.
  • Rozumiem – chyba.
  • Jest już późno, starczy na dzisiaj. Jutro masz szkołę.
  • Tak... - po tym wszystkim i tak nie zasnę...
  • Chce się jutro z tobą spotkać. Chcę cię oficjalnie spotkać z Shinarą.
  • No ale nie od razu po szkole, chcę jeszcze porozmawiać z Soubim.
  • Ok.
   Podał mi wizytówkę na której było napisane:
Isakuro Kaibara
dziennikarz
  • Dziennikarz? - zapytałem.
  • Tak, wiesz dobrze jak mnie zawsze ciągnęło do słowa pisanego...- uśmiechnął się. - Ale i tak robię to dla kasy, po pracy piszę swoje własne powieści – powiedział z dumą. Zawsze, odkąd pamiętam, chciał coś takiego robić. - Na odwrocie wizytówki jest mój numer.
  • Dzięki.
I    zostałem sam. Byłem wściekły, sam nie wiedziałem czemu. Waliłem w poduszki leżące na moim łóżku.
   Mój brat, mój brat którego kochałem najbardziej na świecie. Mój „nie żyjący” brat który jednak żyje.
   Łzy same cisnęły mi się do oczu...
   Mówił mi kiedyś, że zawsze będziemy razem. Że nigdy mnie nie zostawi. KŁAMCA! Fałszywy kłamca!
   Zostawił mnie samego z Soubim, i myślał że to załatwi sprawę!

   Rano obudziłem się ze spuchniętymi oczami. Płakałem pół nocy. Dziś nie idę do szkoły, są rzeczy ważne i ważniejsze. Muszę porozmawiać z Soubim, koniecznie.
   Umówiłem się z nim w naszym parku. Wyszedłem z domu o takiej porze jakbym szedł na trzecią godzinę do szkoły. Przynajmniej nie będę mieć problemów w domu że wagaruje. Co ja mówię, i tak bym ich nie miał.
   Moja ulica jest dziś wyjątkowo dziwna. Za każdym domem, wydaje mi się że widzę Seimeia, jak się przede mną chowa przy grze w chowanego. Zawsze udawał że jest w tym beznadziejny i chował się tak że bez problemu go znajdywałem.
   A za tym domem zawsze bawiliśmy się w berka...
   Ile zapomnianych wspomnień obudziło się we mnie tamtego dnia...
   W parku czekał już na mnie Soubi. Mój Soubi.
   Stał pod naszym drzewem w swoim fioletowym płaszczu, okularach i kremowych rurkach. Szyje miał owiniętą w długi zielony szali. Wyglądał świetnie, bez dwóch zdań. Jak zawsze zresztą, w tym swoim koku.
   Podbiegłem do niego i przytuliłem go mocno, jak młodsze rodzeństwo dawno nie widzące starszego brata. A on pogłaskał mnie po włosach.
   Ta akcja z moim bratem, to dla niego też musiało być spore przeżycie.
  • Ritsuka muszę ci coś powiedzieć.
  • Co takiego?
  • Rozmawiałem z Seimeiem... Chce żebyśmy przestali się spotykać.
   Spojrzałem mu prosto w oczy.
  • A ty?
  • Oczywiście że nie chcę...! Ale to jednak twój brat...
   Osłupiałem.
  • Nie mów mi proszę, że chcesz ze mną zerwać, tylko dlatego że jemu się tak podoba! - zabolało mnie to – Nie mam zamiaru! SŁYSZYSZ?! NIE MAM ZAMIARU NISZCZYC TEGO CO JEST MIĘDZY NAMI!
   Otworzył szerzej oczy, chyba się tego po mnie nie spodziewał.
Znowu przytuliłem się do niego.
  • A jak będzie chciał nas rozdzielić.
  • Niech spróbuje. I tak mieszka daleko.
  • Tak... - powiedział tak jakby coś wiedział.
   Postanowiłem nie wnikać.
  • Ritsuka! Soubi! - zawołał Seimei, co on tu w ogóle robi?
   Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.
  • Mogę z tobą porozmawiać? - zwrócił się do mnie Seimei – SAM – warknął w stronę Soubiego.
  • Cześć Ritsuka. - nawet nie dał całusa na pożegnanie, po prostu zwiał przed moim bratem...
  • Słyszałem waszą rozmowę. - powiedział jak mój chłopak był już daleko – Nic nie mów, chodź usiądźmy.
   Usiedliśmy na jednej z parkowych ławek. W tym parku było cicho, nawet głupie wrony nie krakały.
  • Jak tam w domu? - zapytał jakby się o to wczoraj nie pytał – Nie odpowiadaj. - chyba sam stwierdził że to głupie pytanie – Ritsuka – spojrzał mi w oczy - Chcę być ze mną zamieszkał ze mną i Shinarą.
  • Co?
  • Chcę zostać twoim prawnym opiekunem, ba. Nawet już załatwiłem formalności. Dali mi to bardzo łatwo, zwłaszcza że mamy matkę wariatkę, a ojciec, delikatnie mówiąc, ma cię gdzieś. Wystarczy tylko że się zgodzisz, a jeszcze jutro się do mnie wprowadzisz.
   Zatkało mnie.
  • Ale jak matka dowie się że żyjesz...
  • Nie dowie się. Jej i ojcu zostaną odebrane prawa rodzicielskie, a ja i Shinara je przejmiemy. Oni nic nie będą wiedzieć oprócz tego ze trafiłeś do rodziny zastępczej.
   W tym momencie wyobraziłem sobie, jak by to było żyć w kochającej się rodzinie. W której nie jest się ciężarem, a rodzice się kochają. Gdzie cię nie biją i nie obwiniają za nic. W rodzinie gdzie wszyscy są szczęśliwi.
   Aż łzy popłynęły mi do oczu. Przytuliłem Seimeia do siebie i się rozpłakałem . Pierwszy raz odkąd żyje, ktoś chciał się mną zająć. Ktoś mnie chciał!
  • Tak chcę.

czwartek, 8 listopada 2012

Rozdział 5 - Powrót


   Deszcz lał, a wiatr wiał. I grzmiało. Pogoda paskudna. A ja mu właśnie wyjawiłem swoje uczucia.
   On nie ruszył się nawet o minimetr.
  • Soubi?
   Zaniepokojony podszedłem do niego.
  • Wszystko...?
   Ale nie miałem szans skończyć bo ten zatkał moje usta swoimi. Uwięził mnie w swoich ramionach, tak jak bym był jego własnością, tak jakby nie miał zamiaru już mnie nigdy więcej puszczać.
   O Boże, jak ja go kocham! Ten niepowtarzalny zapach, to bijące od niego ciepło, ten słodki smak jego ust...
   Głupie serce bije mi jak oszalałe.
   Piorun uderzył gdzieś w pobliżu. Oderwałem się od niego. Co ja na to poradzę że od dziecka bałem się burzy.
  • Nawet nie wiesz jak długo na to czekałem – powiedział całując mnie w czoło.
  • Zaraz będziemy chorzy. - przypomniałem mu o niekorzystnych warunkach atmosferycznych
  • Chyba nie sądzisz że cię gdzieś puszczę. - No łatwo to nie będzie.
  • To może gdzieś pójdziemy?
   W jego oczach pojawiły się iskry.
  • Znam taką jedną knajpkę...
  • Dobra idziemy. - było mi wszystko jedno jakie to miejsce, ważne że idę tam z nim.

   Piętnaście minut później byliśmy już w tej knajpce, cali zgrzani i mokrzy. Usiedliśmy w boksie, chyba jedyny wolny stolik.
   Nie było tam głośno, ale nie było też cicho. Było słychać rozmowy, śmiechy i szmery, no i oczywiście szum deszczu.
   Chciałem wziąć sobie lody, ale Soubi ze względu na pogodę, nie pozwolił mi. Ostatecznie wziąłem tiramisu, a on jakieś ciasto z wiśniami. Uwielbia wiśnie i czereśnie, mógłby jej jeść kilogramami.
   Kurczę, moja pierwsza randka, a ja nie mam o czym rozmawiać...
   W sumie to nie, właśnie mam o czym rozmawiać.
  • Soubi co tam robiłeś z Lee? Przecież nie miałeś czasu. - przynajmniej dla mnie.
  Na chwilę przestał jeść.
  • Chciałem sobie z nim coś wyjaśnić. A mianowicie jego zachowanie odnośnie mnie
  • Och... – wyrwało mi się – Powiedź szczerze... - zacząłem z braku tematu - Dobrze całuje?
   Śmieje się, on się ślicznie śmieje, nawet z mojej głupoty i naiwności, no bo jakim trzeba być inteligentem żeby pytać się czy ktoś dobrze całuje? Zwłaszcza taki typ jak Lee. Ugh!
  • Nie.
   Nienawidzę kiedy mi tak odpowiada. Nigdy nie wiem czy mówi poważnie czy mówi tak tylko by nie było mi przykro.
  • A wiesz czemu robił to źle? - zapytał schylając się nad stołem, szepcząc mi do ucha. - Bo robił to zachłannie, rozpaczliwie próbując mnie przekonać do siebie. Robił to tak nieudolnie. Jednak nikogo nie można potępiać za uczucia. Za czyny tak, za uczucia, nie...
   Teraz mi trochę głupio, że popłakałem się z tego powodu.
Ja to jestem dużym, małym dzieckiem. Tak wiem że to się wyklucza...
   Trochę mi go szkoda. Pomimo tego że go nie lubię, a on nie lubi mnie...
   Musi mi zazdrościć. Powinien przynajmniej, nie zależy mi na tym, ale przecież mam coś czego pożąda, a mieć nie może.
   To trochę smutne, że jest ta świadomość, że ktoś ma coś czego ty mieć nie możesz.
   Co ja na to poradzę?

(zmiana narratora)

   Nie widziałem go cztery lata. Długie lata które mogliśmy przeżyć razem, mając siebie nawzajem, wspierając się w trudnych chwilach. Mój mały braciszek od tego czasu trochę podrósł od naszego ostatniego spotkania. Trochę mu włosy urosły, i ogólnie wydoroślał.
   Nie spodziewałem się że jak po tak długim czasie, przyjadę do rodzinnej miejscowości to od razu go spotkam. A razem z nim Soubi. On się prawie w ogóle nie zmienił. Te same długie blond włosy, okulary, czy uśmiech. Jest dokładnie tym samym chłopakiem którego tak kochałem. To właśnie dla nich dwóch, dla najważniejszych, najbliższych mi osób upozorowałem moją własną śmierć. Wiem, brzmi to absurdalnie. Ale kiedy pozna się tą historię bliżej, to zmienia się o niej zdanie. To było cztery lata temu... Wpadłem w kłopoty i to niezłe, z mafią. Było już naprawdę niebezpiecznie, nie chciałem ryzykować bezpieczeństwem, czy nawet życiem najbliższych. Dlatego sprzedałem ten gang i zostałem świadkiem koronnym. Potem, jak już zacząłem współpracę z policją, to razem z nimi upozorowałem swoją śmierć.
   Potem dali mi inne imię i nazwisko, teraz oficjalnie nazywam się Isakuro Kaibara, i wyprowadziłem się na drugi koniec kraju.
   Dopiero od roku czuję się zupełnie bezpiecznie. Wszyscy członkowie tego gangu są już za kratkami, większość ma dożywocie, inni po dwadzieścia parę. Niektórzy chcąc uniknąć kary, również zaczęli współpracę z policją. Jeszcze inni popełnili samobójstwo. Bywa.
   Dwa lata temu poznałem moją obecną dziewczynę, Shinarę. Jest naprawdę piękną dziewczyną. Niczego jej nie brakuje.
   Długie blond włosy lekko falowane sięgające jej do pasa. Błękitne oczy które dorównują swym blaskiem niebu w słoneczny, bezchmurny dzień w samo południe. Ma boskie długie nogi i duży biust, no przepraszam jestem facetem i nie mam zamiaru udawać że nie zwracam na takie rzeczy uwagi. Takie szczegóły również są istotne, a jak nie są, to na pewno w niczym nie przeszkadzają. W ogóle jest idealna, ale nie pokochałem jej za te długie nogi, boskie usta czy biust, ale za jej charakter. Za ten charakterek który daje o sobie znać na każdym kroku.
   A wracając do Ritsuki i Soubiego, ciekawe co oni tu ze sobą robią.
  • Kochanie, o czym ty tak ciągle myślisz, co? - zapytała mnie swoim aksamitnym głosem Shinara.
  • O moim bracie.
  • A właśnie kiedy chcesz się z nim spotkać? - zapytała upijając łyk lemoniady.
  • No tak jakby... on tu jest.
   Blondynka zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu, w celu zobaczenia chłopca, mojej miniaturki.
   Jej oczy rozbłysły.
  • Dobry Boże, jaki on do ciebie podobny! - „Dobry Boże” powiedziała ateistka – A kto to? Znasz go? - zapytała wskazując na Soubiego.
  • Mój dawny przyjaciel. Poprosiłem go kiedyś, by się nim zaopiekował po „mojej śmierci”.
  • Oni już chyba wyszli poza relacje „kumpel”-„kumpel” - spojrzałem na nich, a to co zobaczyłem... zwyczajnie mnie zszokowało.
   Całują się. Cholera jasna, kurwa mać, liżą się. Pomijając już całkowicie fakt że jesteśmy w miejscu publicznym i że ludzie mogą się na nich gapić.
   Soubi trzyma jego podbródek i wyraźnie dominuje nad nim. A we mnie gotuje się krew. Ritsuce wyraźnie się to podoba, chce tego, obejmuje go za kark i tym samym pogłębił pocałunek.
  • No, no, kochanie. Z tego twojego braciszka to niezłe ziółko
  • Shina weź mnie nie denerwuj z łaski swojej. - poprosiłem.
  • Tak się tylko z tobą droczę. Ale czemu ta żyłka ci tak pulsuje? Czyżbyś nie mógł zaakceptować tego ze twój mały niewinny braciszek już wcale nie jest aż taki niewinny?
  • Shinara!
  • Tak się tylko z tobą droczę... To kiedy chcesz z nim pogadać?
  • Dziś – powiedziałem widząc jak płacą i wstają.
  • Widzę że nie marnujesz czasu. Lubię cię takiego.
  • Chcesz iść ze mną? - zaproponowałem.
  • A myślisz że daruje to sobie?
   Chwilę potem wyszliśmy za nimi. Serce waliło mi jak oszalałe, moje pierwsze prawdziwe spotkanie z bratem po czterech latach rozłąki.
   Podbiegłem do nich.
  • Ritsuka! Soubi! - zawołałem.

(zmiana narratora)

  • Ritsuka! Soubi!
   Ten głos... Wydaje się być bardziej dojrzalszy, ale nie... To nie możliwe!    Przecież nie pomyliłbym tego głosu z żadnym innym na świecie!
Odwróciłem się. Wywaliłem oczy na wierzch, Soubi zresztą też.
   Oto przede mną stoi mój martwy brat, Seimei.
  • Soubi kurwa, ducha widzę. - powiedziałem słabo.
   Na ten komentarz dziewczyna stojąca za moim bratem zaśmiała się.
  • Seimei, to naprawdę ty? - czułem się dziwnie pytając go o to, trochę jakbym występował w jakimś filmie o zjawach.
  A on tylko pokiwał twierdząco głową. Jest tu. Cały i zdrowy, a od czterech lat jest mi wiadomo że wącha kwiatki od dołu. Jak to możliwe? To nie możliwe! To się nie dzieje naprawdę!
  • Przecież ty nie żyjesz!!! - wydarłem się na znak że nie zgadzam się z tym co się wokół dzieje.
  • Wszystko ci wyjaśnię – powiedział spokojnie, podchodząc do mnie.
  • Co mi wyjaśnisz? Co mi do cholery wyjaśnisz?! Że zmartwychwstałeś?!
Soubi nie powiedział ani słowa, jednak był tak samo zszokowany co ja...
  • Nie. - powiedział spokojnie – Chciałem ci wytłumaczyć dlaczego musiałem upozorować swoją śmierć. Dlaczego musiałem się ukrywać. I dlaczego nie mogłem się z wami kontaktować. - powiedział patrząc tym razem również na Soubiego.
  • Ukrywać? - zapytałem tępo analizując dokładnie każde jego słowo.
  • Tak, muszę ci to wyjaśnić. Muszę wam to wyjaśnić. - sprostował – Obojgu się to należy.
  • Z chęcią, ale może nie tu? - powiedział, jak zawsze trzeżwy, umysł Soubiego.
  • Chodźmy do mnie. – zaproponowałem – Jednak do pokoju i to przez balkon, nie chcę by mama umarła na zawał.

   Piętnaście minut później siedzieliśmy już w moim pokoju, ja Soubi i Seimei, to ta dziewczyna stwierdziła że nie powinna być przy tej rozmowie. Nawet nie wiem kim ona jest.
  • To czemu się ukrywałeś? - zapytałem prosto z mostu.
  • Pięć lat temu wplątałem się w niezłe kłopoty z mafią...
   Po godzinnej opowieści z życia mojego brata, dowiedziałem się że obecnie jest on świadkiem koronnym i że teraz jest już zupełnie bezpieczny. Oraz że chcę się osiedlić w mieście niedaleko.
  • Ritsuka chciałbym z tobą odnowić kontakty, z tobą też Soubi.
  • Ja też bym tego chciał... - powiedziałem po czym wyjechałem z takim oto tekstem: - Powiedź nam w końcu, kim jest ta dziewczyna która tam z tobą była.
  • Na śmierć zapomniałem o niej wspomnieć! - zaśmiał się – To moja dziewczyna, Shinara.
  • Dziewczyna? - zapytał Soubi poprawiając sobie okulary na nosie. Widać nie takiego gustu się po nim spodziewał. Zresztą, co tu ukrywać, ja też.
  • Żartujesz? - zapytałem.
  • Nie, dlaczego? Nie podoba ci się?
  • Nie no nie powiem ładna jest. Seimei, ja rozumiem chwilowe zauroczenie, ale ona wygląda jak tancerka z klubu Go Go. - powiedziałem szczerze i najdelikatniej jak tylko potrafiłem.
  • Ritsuka. Jesteś moim bratem, ale nie dam ci tak o niej mówić. - powiedział ostro – Tak wiem jak wygląda, jak się ubiera, mam oczy. Ale ja ją kocham za to jaka ona jest, a nie za to co ona na sobie ma.
   Nie powiem dobrze powiedział, i chyba wie co mówi. Bo ta dziewczyna w taką okropną pogodę miała na sobie podkoszulkę, która jej nawet pępka nie zakrywała, mini i żeby nie było płaszcz i kozaki za kolano. I to mnie utwierdza w zdaniu że wygląda na co dzień jak wytapetowana lala.
  • A teraz ja chciałem z wami o czymś pogadać, zwłaszcza z tobą Soubi. - spojrzał na niego lodowatym wzrokiem.
  • O co chodzi? - zapytał równie chłodno.
   W pokoju nastała jakaś, taka dziwna atmosfera. Jakby powietrze zwiększyło swoją gęstość i jednocześnie zlodowaciało.
  • Dzisiaj widziałem jak się całujecie.

    ***
    No dobra a teraz przyznawać się, kto się tego spodziewał??? xD

    Wiem, wiem narzucam tępo... ale jak mam tego nie robić skoro mam tyle pomysłów w głowie które chcę zrealizować?

    Swoją droga było by miło gdybyście mi trochę komentowali... :/

niedziela, 4 listopada 2012

Reklama od autorki :)

Wiem że to trochę głupie, ale za namową moich koleżanek razem z nimi utworzyłyśmy stronę na facebook'u i właśnie tu ją reklamuje xD 

Strona jest o opowiadaniach yaoi, czyli tematyka poniekąd ta sama :P 

A i ważne, potrzebujemy administratorów, bo same mamy, co tu ukrywać?, mało czasu (zwłaszcza że wszystkie prowadzimy blogi)


strona:

https://www.facebook.com/KochamyOpowiadaniaYaoi?ref=hl

piątek, 26 października 2012

Rozdział 4 - kocham cię


   Środa. Znowu środa, Boże! Znowu ta głośna klasa, i znowu ta ostatnia ławka. I ten sam zachrypnięty głos naszej nauczycielki.
   Tamtej nocy to był mój pierwszy raz, nigdy nikogo wcześniej nie całowałem. A wy myśleliście że co? Nie wiem czy było dobrze, nie wiem czy mu się podobało.   Za to jednego jestem pewien!
   Chciał tego, było to wypisane w jego oczach. Chciał więcej, jednak tego nie potrafiłem mu dać.
   Ten pocałunek był cudowny, jednak nie wiem czy będę potrafił to powtórzyć.
   Nigdy nie byłem zakochany, jakie to dziwne uczucie...
nie wiem też jak boli złamane serce, może na moje szczęście?
   Soubi ma racje kiedy nazywa mnie dzieckiem. Przecież nim jestem, może dojrzałym ale dzieckiem. Jedyne moje doświadczenie życiowe które jest coś warte w dorosłym życiu, to moje trudne dzieciństwo. To mnie z pewnością zmieniło. Pewnie gdybym miał innych rodziców, urodził się w innym miejscu i miałbym młodszą siostrę, a nie starszego brata to byłbym zupełnie inny. Nie byłbym już sobą. Jednak jest tak jak jest, i może właśnie to że tak jest tak bardzo mnie zmieniło? Może to był właśnie powód tego że tak szybko dorosłem? Że tak szybko dojrzałem?
   Szkoła, oprócz pracy, nic mi nie daje. No może znajomości. Przecież jest tyle par które poznaje się w szkole, no i drugie tyle par, które się potem rozwodzą...
   Mój ojciec też by się rozwiódł. W sumie to ja na jego miejscu też. Ale nie może. Nie dlatego że jest mu żal mojej matki, czy co śmieszniejsze mnie. Ale dlatego że ich małżeństwo to była umowa pomiędzy moimi dziadkami. Tak ich ślub był aranżowany, czysty biznes, dlatego nie potrafią „kochać się pomimo”.
Kiedyś, kiedy jeszcze mnie nie było, kochali się. Nawet mają wiele zdjęć ze sobą z tamtego okresu. Oboje uśmiechnięci, zadowoleni z życia. A potem ciąża mojej mamy z Seimeiem. Cała rodzina go wyczekiwała. Był żywym pupilem rodziny.
   Jednak moja mama wpadła w depresje poporodową. Później jak już z niej wyszła, zaczęła mieć na jego punkcie takiego świra że nikomu nie pozwoliła go dotknąć, nawet naszemu ojcu.
   Tak już właściwie zostało, choć moja ciotka twierdzi ze z czasem było z tym lepiej.
   Nie chciałbym być rodzicem. Nie chodzi mi o odpowiedzialność jaka trzeba mieć, ale raczej o to że bym sobie z tym nie poradził. Że chciałbym być zaprawdę dobry i o tym że mógłbym przesadzać i tym samym krzywdzić to dziecko. Tak samo jak krzywdzono tym Seimeia. Bo nie martwię się o to że będę takim jakim jest mój ojciec, czy moja matka dla mnie. Tego jestem pewien.
   Soubi pewnie tez nie chcę mieć dzieci.
   Nie wiem czemu to powiedziałem. Przecież on by był wspaniałym rodzicem, jak mało kto. Dla mnie jest dobrym „starszym bratem” nawet kimś więcej... bo często wychodzimy ponad czysto braterskie relacje.
   Jest czuły, delikatny, troskliwy... I to nie ma sensu ale powoli zaczynam mu wierzyć... zaczynam wierzyć w jego miłość do mnie...
   Kocham go za to...
   Tak powiedziałem to, kocham go. Tamtej nocy uświadomiłem to sobie w końcu. Jest dla mnie najważniejszy, już od dawna.
   Wielbię jego oczy, usta, włosy, nos i rzeczy których nie można zobaczyć ale które w nim są. Jego charakter, głos, inteligencja i charyzma...
   Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem o nim rozmyślać. Kiedy zacząłem gapić się w swój telefon z nadzieją że do mnie zadzwoni. Nawet nie mam pojęcia kiedy to się stało! Ja nic nie wiem...
   Wyszedłem już ze szkoły ale dzisiaj go nie m. powiedział mi przeciez że ma dużo pracy na studiach.
   Ta droga która szedłem nie raz teraz wydawała się strasznie długa bez niego.
Jest piękny, zimny co prawda, jesienny dzień. Słońce świeci, ptaszki ćwierkają i ogólnie całkiem przyjemnie jest. Do szczęścia brakuje mi tylko Soubiego.
   Nie chcę do niego dzwonić. Pewnie będę mu przeszkadzać. Skoro nie może się ze mną spotkać, pomimo tego że zawsze miał dla mnie czas, to musi mieć od groma roboty.

   Dzisiaj nie zrobiłem absolutnie nic konstruktywnego. No, pracę domową. Ale na tym się kończy.
   Leżałem na łóżku i myślałem o nim... znowu. Przez trzy godziny. Przeraża mnie ten fakt. Jak można tak długo o kimś myśleć?
   A potem oglądałem nasze zdjęcia i przypomniałem sobie nasze wspomnienia. Te wszystkie wspólnie spędzone godziny, minuty, sekundy... pocałunki.
   Jedno z najładniejszych wspomnień jakie z nim mam to nasze wyjście na lody dwa lata temu. To było lato. Lipiec, to był koniec lipca, czyli sam środek lata.    Było gorąco, coś koło trzydziestu stopni. Wylegiwaliśmy się w cieniu naszego drzewa.
   Strasznie długo wtedy ze sobą gadaliśmy. Wróciłem do domu grubo po dziesiątej co wtedy było jak na mnie późno. A mieliśmy iść tylko na lody...
   To z tych czasów kiedy się dopiero co poznawaliśmy, ale to i tak z początków naszej znajomości. No w sumie to nie, bo trochę się już znaliśmy, ale to i tak z początku naszej znajomości.
   Te czasy nie powrócą. Zwłaszcza te wieczory jeszcze na krótko po śmierci Seimeia, no ile dwa lata to na chwilę... Te długie wieczory kiedy płakałem prawie codziennie, kiedy mnie pocieszał i uspokajał. Wtedy kiedy potrzebowałem go najbardziej na świecie. Wtedy on potrafił siedzieć ptzy mnie, i czekać aż przestanę, nawet do późna.
   Przez te lata niewątpliwie przyzwyczaiłem się do niego. Bo pomimo wszystko, on jest dobrym człowiekiem. Nawet jak potrafi ignorować swoich znajomych przez cały dzień dla mnie, i że nie raz ma w dupie wszystko włącznie ze mną na rzecz swojej twórczości. A nie kocha się właśnie za coś, tylko właśnie pomimo.
   A ja mam go nawet za co kochać, i w zupełności akceptuje wszystkie jego wady, zwłaszcza że ma ich bardzo mało.

   Muszę mu powiedzieć, Przecież nie mam się o co bać, a już na pewno nie odrzucenia z jego strony. Mówił mi już że mnie kocha, nie mógłby kłamać w takiej sprawie. Na pewno nie, na pewno nie on.
   Tylko jak? Przecież nie wyjadę mu z tekstem „Hej Soubi! Jak tam? A wiesz że cię kocham?”
   Ja mam jakąś tendencje do stważania sobie problemów. Chyba nawet na pewno.
   Pamiętam jak Yuiko powiedziała mi że się jej podobam. Z tydzień dawałem jej tego kosza. Dawałem, dawałem i dać nie mogłem
czasami zwyczajnie nie mam tyle odwagi ile powinienem mieć. Nie raz zwyczajnie się cackam z czymś.
   Mam nadzieję że chociaż z Soubim tak nie będzie. Mam nadzieję że będę mieć w sobie tyle odwago by mu powiedzieć co do niego czuje. Bo obawiam się że gdy spojrzę mu prosto w oczy, to zrezygnuje. A tego bym nie chciał.
   Zrobię to dziś, jak tego nie zrobię, to potem będzie mi tylko trudniej.
   Wiatr dziś znowu wieje, za to świeci słońce. Można powiedzieć że idealny dzień na wyznanie komuś miłości.
   Zaciągnę go do parku, pod nasze drzewo. To idealne miejsce, przecież on właśnie tam wyznał mi miłość i złożył ma mych wargach ten pierwszy pocałunek.
   Już to sobie wyobrażam. Wiatr będzie wiał, a jego włosy powiewały. Ja mu spojrzę prosto w oczy i powiem...
  • Ritsuka! Obiad!
   Nie no tego to mu nie powiem...
  • Już idę mamo!
   I mam nadzieję że on mi tego nie odpowie...
   Moja matka jak nigdy postanowiła być normalna. Usiedliśmy i zjedliśmy jak cywilizowani ludzie, bez ojca oczywiście, bo jak by było można inaczej?
   Nie powiem dzisiaj było wyjątkowo miło. Oczywiście jak na standardy mojej rodzinki.
   Tylko kiedy ja się z nim spotkam? Bo dzisiaj niestety odpada, bo przecież mam dużo pracy na studiach. (głupie studia! xD dop. aut.)
   A co jeśli ten lamus, jego współlokator „się nim zajmie?!"
   Ritsuka histeryzujesz, wdech i wydech.
   On się Soubiemu nie podoba. Na moje szczęście. Tak sądzę przynajmniej
choć nie powiem już nie pierwszy raz jestem zazdrosny z powodu tego idioty. Że tez Soubi musi akurat z nim mieszkać...
   Czy na mojej drodze zawsze taki musi się znaleźć?
   Patrzę na zegar, siedemnasta.
   Może ma trochę czasu? Żeby chwilkę popisać?
„Masz trochę czasu?”
   Napisałem. Matko jaki ja jestem głupi...
„Dla ciebie zawsze”
   Kocham jak do mnie piszę jakbym był najważniejszy na świecie, zwyczajnie kocham to bo wtedy się uśmiecham a robię to niezwykle rzadko...
„Znaczy ja ci chciałem tylko życzyć powodzenia, przy tych twoich egzaminach na studia”
   Wypaliłem. No, napisałem zanim pomyślałem co mam napisać. Właśnie takie są tego efekty...
   Dzwoni do mnie...
  • Kłamiesz. - powiedział spokojnie, pewnie się uśmiecha.
   Takie oto oskarżenie usłyszałem gdy przyłożyłem słuchawkę do ucha.
  • Kłamiesz – powtórzył – nie o to ci chodziło kiedy do mnie napisałeś z pytaniem „czy masz czas”, prawda?
  • Dlaczego tak uważasz? - zapytałem zaskoczony (co on jest medium?!)
  • A tak nie jest?
   Kurwa jest, ale ci przecież tego nie powiem!
  • Nie ważne.
   Prychnął.
  • To co chciałeś?
  • A może chciałem zwyczajnie z tobą pogadać? Tak po prosu?
   Chyba go zatkało...
  • Chciałem ci coś powiedzieć. - dodałem.
  • To coś ważnego, prawda?
   Nie no on JEST medium, i koniec kropka!
  • Tak.
  • To może jutro, w naszym parku.
  • Ok.
  • Tam gdzie zawsze.
  • Czyli przy naszym drzewie. - dodałem po czym się z nim rozłączyłem.
   Serce mi bije tak jak by zaraz eksplodować na miliard kawałeczków.

   Około siedemnastej znudziło mi się siedzenie w domu i poszedłem tam gdzie zawsze w nasze magiczne miejsce. Jakie one było puste bez niego, to już nie było to same drzewo.
   Park wyglądał coraz bardziej smętniej. Liście poopadały, kilka dni popadało i to najwidoczniej wystarczyło by zrujnować to piękna miejsce. Teraz nikogo w nim nie było. Tylko sroki i wrony w tym parku. Chyba znowu zacznie padać, świetnie.
   Szedłem tak sobie deptakiem kiedy nagle usłyszałem kłótnię. Podszedłem bliżej, choć nie powinienem, bo co mi do tego? Kłóciło się ze sobą dwóch młodych mężczyzn.
   Gdy podszedłem do nich jeszcze bliżej, myślałem że upadnę. Tam stał Soubi i Lee, jego współlokator.
   Nie zdążyłem podsłuchać ich rozmowy. Zdążyłem tylko zobaczyć...
   Jak...
   Jak się całują...
   Do moich czarnych oczu napłynęły łzy.
  • Mówiłeś że ci się nie podoba! - odwrócił się do mnie, był zdziwiony, dopiero teraz mnie zobaczył. - MÓWIŁEŚ ŻE JESTEM TYLKO JA! - wrzeszczałem.
   Lee patrzył na mnie jak zawsze, z kpiną w oczach
   Soubi podszedł do mnie.
  • To nie tak jak myślisz powiedział – powiedział.
  • Tak?! To jak?! Może mi jeszcze powiesz że wcale się z nim nie całowałeś?!
  • To on mnie całował – sprostował.
  • Soubi proszę, zostaw tego dzieciakia. Widzisz jak on lamentuje? Daruj go sobie wreszcie... Z niego jest taki pies ogrodnika. Nie chce ciebie, ale na to bym był z tobą to się nigdy nie zgodzi...
  • Masz racje – powiedziałem – nie pozwolę ci z nim być – spojrzałem Lee prosto w oczy – bo go kocham.
   Lee patrzył na mnie jak na osobę niespełna rozumu, a Soubi szeroko otwartymi oczami. Wielgachnymi pięknymi gałami.
  • Co ty powiedziałeś? - zapytał Soubi.
   Spojrzałem mu prosto w oczy.
  • Kocham cię.
   Zaczął wiać wiatr.
   Lee zostawił nas samych, chyba stwierdził że jego obecność jest zbędna.
   Patrzyłem Soubiemu prosto w oczy. Do momentu aż zaczęło kropić. Krople deszczu zmywały moje łzy, które w dalszym ciągu leciały z moich oczu.

*** 
Wiem, wiem ta notka mi nie wyszła :c ale spoko Rozdział 5 już się piszę i gwarantuję swoją głową że będzie lepszy ^^

sobota, 6 października 2012

Rozdział 3 - dobranoc


   Jego ciepłe usta które łączyły się z moimi, były inne niż zwykle. Nie były delikatne, były zachłanne. Rozpaczliwie mnie całował, emocje nim targały na wszystkie strony. Ściskał mnie przy tym mocno, jak by się bał że mu się wyrwę.
   Przymknąłem oczy, w całości oddając się rozkoszy. Nie przerywał, widać było mu to potrzebne. Ja byłem mu potrzebny. Oderwałem się w końcu od niego, zabrakło mi powietrza. Oparłem głowę o jego ramię.
  • Przepraszam – powiedział choć wcale nie żałował tego co uczynił. Uśmiechnął się. Był z siebie dumny i zadowolony z tego co zrobił. Jednak taki ideał jakim jest Soubi, musiał przeprosić. Dla samej kultury.
  • Nic się nie stało. - odpowiedziałem mu jeszcze trochę oszołomiony.
   Zamrugałem kilkakrotnie, co nie dodało mi ani grama inteligencji, za to uroku osobistego jak najbardziej.
  • Nie gniewasz się na mnie? - zapytał lekko zdziwiony.
  • Dlaczego miałbym?
  • No nie wiem... - udał że się zastanawia – może dlatego że nigdy nie lubiłeś jak cię całowałem.
   Widać polubiłem to. Nawet nie wiem kiedy stało się to dla mnie przyjemne. Kiedy jego bliskość nie była już dla mnie... kłopotliwa?
  • Dlaczego mam tyle roboty na studiach? Zwłaszcza teraz, jak w końcu dajesz mi się choć trochę?
  • Nie myśl sobie, że zawsze tak będzie! - oburzyłem się.
   On w odpowiedzi się tylko uśmiechnął, penetrując mnie swoimi pięknymi oczami.
  • Nie patrz tak na mnie!
  • Tak to znaczy jak? - droczył się ze mną.
  • Znowu zaczynasz...
  • Co zaczynam? - zapytał mi zmysłowo do ucha na co się zaczerwieniłem.
  • Głupek!
  • Który jest gotowy na twoje rozkazy.
  • Ale tylko te rozsądne... A gdybym kazałbym ci się pocałować?
  • Zrobiłbym to bez wahania.
  • Ale to nie rozsądne, przynajmniej patrząc na dzielące nas lata.
  • A czy miłość jest rozsądna.
  • Nie, ale czy ja ci kazałem ci się w sobie zakochiwać?
  • Miłości się nie wybiera.
   Fakt nikt mu nie kazał. Znaczy Seimei mu kazał ale nie pod tym względem. Kazał mu mnie pokochać, ale jak brata. Ale nikt mu nie kazał się we mnie zakochiwać i on sobie tego nie wybierał.

  • Soubi...? - zapytałem niepewnie – opowiedziałbyś mi skąd znasz Seimeia? - nigdy nie powiem „skąd go znałeś”.
  • Teraz?
  • Tak. Wcześniej jak o to pytałem to mówiłeś że jestem za mały jak na tą historię, więc chcę teraz. Nie jestem już małym dzieckiem, sam powiedziałeś że jestem bardzo dojrzały jak na swój wiek.
  • Oprzyj się o mnie wygodnie, to długa historia. Opowiem ci to w dużym sktócie i tylko to co jest istotne. To było osiem lat temu. Moi rodzice i młodsza siostra zginęli w wypadku samochodowym. Niektórzy krewni nawet chcieli się mną po tym zająć, ale z różnych powodów nie mogli. Jedni dziadkowie już wtedy nie żyli a drudzy mieszkali w domu starców i w związku z tym oni również nie mogli się mną zająć. Takim oto sposobem trafiłem do domu dziecka. Jednak tam z jakiś powodów żywili do mnie wrogość. Raz jak wieczorem szedłem do swojego pokoju, skatowali mnie prawie że na śmierć. Było ze mną naprawdę źle, nawet mam po tym kilka blizn. Myślałem że będzie już po mnie, ale wtedy znalazł mnie Seimei i zajął się mną. Uratował mnie. Nawet nie wiesz jak się cieszyłem że to on tamtą uliczką przechodził. Byłem mu wtedy za to dozgonnie wdzięczny, do dzisiaj jestem, w końcu zawdzięczam mu życie. Wtedy stałem się jego sługą. On ode mnie tego nie wymagał, ale ja czułem się lepiej. Wykonywałem skrupulatnie każde jego polecenie, każde życzenie i każdy rozkaz. Jego słowo było dla mnie wręcz święte.
  • Rozumiem.
  • Nie Ritsuka ty jeszcze nic nie wiesz. Seimei... on mnie pokochał. Nie rozumiałem tego jak może mnie pokochać, jednak oddawałem mu siebie w całości. - spojrzał w moje oczy – Dosłownie. - wywaliłem oczy.
  • Ty z nim...? - słabo zapytałem.
  • Tak. Nie potrafiłem mu odmówić. Jednak cierpiał, bo nie potrafiłem go pokochać, jak on pokochał mnie. Starałem się, ale nie był głupi. Wiedział że jedyne co do niego czuje, to wdzięczność... Tamtej nocy, przed jego śmiercią też się kochaliśmy. Powiedział mi wtedy „Dzisiaj ostatni raz, obiecuje”.
   Patrzyłem na niego wielgachnymi oczami.
   On go kochał. To do niego Seimei wykradał się w nocy. To z nim się spotykał po lekcjach. To nim pachniały jego ubrania.
   Pamiętam to dobrze. Jak z siedem lat temu mój starszy brat był zakochany. Nigdy nie powiedział w kim, ani nie przyprowadził tej osoby do domu. I pamiętam jak pięć lat temu chodził przygnębiony. Mówił że „przez miłość”. Nie byłem ciekawskim dzieckiem, więc ta odpowiedź mi wystarczyła...
   Wtedy to Soubi ranił Seimeia, brakiem miłości. Teraz to ja go ranię. Jakaś sprawiedliwość jednak istnieje.
  • Chciałem byś o tym wiedział. Jednak zwlekałem z tym bo obawiałem się że nie zrozumiesz... Chcę ci jeszcze w tym temacie powiedzieć że on mi nie był obojętny. Był dla mnie ważny, ale nie w taki sposób w jaki chciał.
   Pokiwałem twierdząco na znak że rozumiem.
   Ale skoro Seimei go pokochał, to może ja też mógłbym go pokochać...? Ale to wyglądało jak bym na siłę chciał upodobnić się o brata. W zasadzie tak jest... ale nie powinienem go kochać, tylko dlatego że Seimei go kochał. To nie było by fair, i Soubi też by tak nie chciał. Z pewnością...

  • Ritsuka?
  • Hm?
  • Chyba powinniśmy się zbierać. Ściemnia się, a ty jeszcze nie odrobiłeś lekcji na jutro. - moja własna matka tak mi nie przymula, jeśli chodzi o szkołę, jak Soubi.
  • Rany... Brzmisz jak Seimei sprzed laty.
  • Wstajemy! - potrząsnął mną lekko.
   Niechętnie wstałem z jego ciepłych, miękkich kolan. Szkoda, bo była na nich tak ciepło, miło i przyjemnie. I te jego ciepłe ramiona. Chciałbym w nich zasypiać, i budzić się w nich. Chwila! Co ja właśnie pomyślałem?! Ja chyba oszalałem na jego punkcie... Ale nie pod tym względem!

   Szliśmy przez ulicę na której mieszkałem. Słońce właśnie zachodziło, okna pobliskich domów były od niego pomarańczowe. Lekko wiał wiatr kołysząc już prawie ogołoconymi z liści koronami drzew.
   Całą drogę szliśmy bez słowa, jednak trzymaliśmy się za ręce. Nie powiem jest to całkiem słodkie, i zważywszy na pogodę jest też trochę romantyczne. Jednak cieszę się że żaden z sąsiadów nas nie widzi.
   Patrzył ma nie tym swoim nieprzeniknionym spojrzeniem, z nutką... czegoś. Czegoś, czego jeszcze nie znam.

   Czy wyjawienie komuś swoich sekretów to oznacza miłość? Nawet miłość czysto przyjacielską? Bo przyjaciela się kocha, może dlatego wyjawia mu się różne sekrety?
   Przyjacielska miłość jest prawie zawsze odwzajemniona. Dlatego przyjaciele nie cierpią przez nie szczęśliwą miłość. Do czasu oczywiście, jak jedno z nich się w drugim nie zakocha. Jednak wtedy ze względu na ich przyjacielską miłość ta zakochana osoba z reguły nie mówi o swoich uczuciach, by nie ranić tej pierwszej.
   Krótko mówiąc przez miłość się cierpi, nawet przyjacielską.
   Nie chcę żeby Soubi przez mnie cierpiał. Nie zasłużył sobie na to. Szkoda że pokochał właśnie mnie. Dlaczego to musiałem być ja? Jest tyle osób na tym świecie. Jest tylu ciekawych i interesujących ludzi z którymi studiuje, i z którymi nie wątpliwie miałby o czym pogadać. Nie to co ze mną. I ze wszystkich ludzi na świecie, trafiło ma mnie. Nie powiem powinienem czuć się z tego powodu jakoś wyróżniony. Ale nie jestem.
   A on nie skarży się na swój los. Patrzy na mnie i uśmiecha się, pewnie ma skrytą nadzieję że go pokocham.
   Doszliśmy w końcu pod mój dom.
  • Dobranoc Risuka – powiedział i pocałował mnie w sam środek czoła.
Chciał już odejść, jednak ja mu na to nie pozwoliłem. Przytuliłem się do niego i trzymałem go mocno. Z jakiś tajemniczych powodów których sam nie rozumiem, nie mogłem pozwolić mu tak zwyczajnie odejść.
  • Ritsuka...
  • Soubi, ja nie chcę byś odchodził. - wypaliłem bez zastanawia całą prawdę.
   Patrzył ma mnie ze zdziwieniem w oczach.
  • Soubi, nie zostawiaj mnie. - poprosiłem go swoim dziecięco-dziewczęcym głosem.
   Z każdym moim zdaniem coraz bardziej nie wiedział co ma powiedzieć, i przy tym jego mina była coraz bardziej zdziwiona, jak nigdy.
  • Idź ze mną na górę – nawet nie zastanowiłem się nad tym jak to brzmi, oraz nad tym co bym zrobił jak któryś z moich sąsiadów by to usłyszał.
  • Nie mogę przecież wejść do ciebie drzwiami. Zapomniałeś?
  • Mówisz tak jak byś kiedykolwiek wchodził do mnie drzwiami.
  • A gdzie będę spał? - zapytał szukając jakiegokolwiek argumentu aby tylko nie iść ze mną na górę.
  • Ze mną na łóżku. Przecież mam duże dwuosobowe łóżko, zmieścisz się.
   Gdy wyrosłem z mojego małego łóżeczka dziecinnego, rodzice wstawili do mojego pokoju ich stare łózko małżeńskie. Pewnie szkoda im było ma mnie kasy. I też swoją droga jak bym miał więcej lat, niż wtedy kiedy je tam wstawiali to pewnie bym zaprotestował, no wiecie... spać na łóżku na którym zostało się poczętym... No cóż, przynajmniej będzie z tego jakiś pożytek.
   Patrzył ma mnie z niedowierzaniem w oczach.
  • Nie spóźnisz się na zajęcie, przecież masz na dziesiątą. Proszę! Zgódź się! - prosiłem go jak tylko ja potrafiłem, wlepiając w niego moje czarne jak atrament oczy. Sam nie wiem dlaczego tak go o to prosiłem.
  • Czy to jest rozkaz? - zapytał.
  • A muszę ci rozkazywać? Nie musisz przecież dostawać ode mnie rozkazów żeby coś zrobić. Proszę, nie każ mi sobie rozkazywać. Ten jeden raz, zrób coś dla mnie z własnej woli!
   Patrzył na mnie jak bym był zagadką. Jednak chyba postanowił mnie rozwiązać to zaczął się wspinać po piorunochronie.
   Rzuciłem się do wejścia. Powiedziałem krótkie „cześć” w stronę rodziców. Mama patrzyła pustym wzrokiem na ekran telewizora. Darowała sobie dzisiaj mordercze spojrzenie w moją stronę.

  O już stał w moim pokoju. W ciemności, pod oknem.
W pokoju panował półmrok, co nadawało nie wątpliwie atmosfery.
   I właśnie teraz zdałem sobie sprawę z tego co zrobiłem. Po co ja go w ogóle zapraszałem? Co ja będę z nim robił? Co mi odbiło tak w ogóle?

   Co ja najlepszego narobiłem? Nie powiem, wieczór jest całkiem przyjemny.   Pomógł mi odrobić lekcje, zjedliśmy razem kolacje, oczywiście w moim pokoju, grzecznie czekał ma mnie kiedy poszedłem wziąć prysznic. Potem obejrzeliśmy jakiś głupi amerykański fil, aż w końcu nieuchronnie nadszedł czas snu.
   Ubrałem się w swoją ulubioną granatową piżamę, jednak on z racji nie posiadania żadnej alternatywy położył się koło mnie w bokserkach. Nawet nie wiem w jakim są one kolorze, boją się tam spojrzeć.
   Ciemny, pusty pokój. Tylko ja, on i moje łóżko. Leżymy po dwóch przeciwnych stronach.
   Nie ma mowy, nie zasnę. Jego obecność mnie rozprasza. Leże cały odrętwiały i aż boję się spojrzeć w jego stronę.
  • Ritsuka, nie możesz spać?
  • No... tak. - nie ma to jak wyczerpujące odpowiedzi.
   Przysunął się bliżej. Wsunął rękę pod moją głowę, a druga objął mnie w pasie. Teraz to na bank nie zasnę.
  • Ritsuka, spróbuj zasnąć. - uważaj bo się uda.
  • Łatwo ci to powiedzieć.
  • Mi przy tobie też nie jest łatwo zasnąć – domyślam się.
   Na chwilę w pokoju nastała cisza, znowu cisza. Jednak pojawiła się by Soubi znowu do mnie przemówił, tym swoim niebiańskim głosem który kocham.
  • Ritsuka?
  • Hm?
  • Dlaczego chciałeś żebym u ciebie nocował?
   A żebym ja to wiedział... Jednak coś powiedzieć mu trzeba...
  • No bo... - wymyśl cokolwiek i tak nie będzie w to wnikał – chciałem dostać od ciebie całusa na dobranoc.
   Rozbawiłem go tym. Nie dziwię się. Czy ze wszystkich rzeczy, akurat to mi musiało wpaść do głowy?!
  • Skoro tylko po to naraziłeś nas obu na bezsenną noc... to chyba byłoby szkoda, gdybym ci tego całusa nie dał. - powiedział i złożył na moich ustach czułego całusa.
   Chwila, co?! Ja tu chyba czegoś nie rozumiem. Dałem mu szanse, mógł mnie pocałować, jak mu się tylko podobało. A on? On mnie cmoknął. Choć spodziewałem się po nim choć ciut głębszego pocałunku i miałem ku temu powody. Przecież to Soubi!Czy on jest chory?
   Patrzyłem na niego wielkimi oczami.
   Przyłożyłem mu rękę do czoła w celu sprawdzenia temperatury. Jak jest chory, to chyba warto sprawdzić, jak by co przyniosę mu aspirynę czy coś w tym stylu.
  • Ritsuka, co robisz?
  • Sprawdzam czy nie masz przypadkiem gorączki.
  • To widzę, ale po co?
   I w tym oto momencie, zatkało mnie. Co ja mam mu niby powiedzieć, co? Że liczyłem na namiętny pocałunek, a dostałem zwykłego całusa który mnie ani trochę nie usatysfakcjonował? Chwila, co? Przecież ja to sobie wymyśliłem na biegu, wcale tego nie chciałem. A może chciałem i dlatego to mi przyszło do głowy...
   Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem że tak ja tego chciałem, i za nic się do tego nie przyznam! No tylko przed samym sobą.
   Tak chciałem żeby mnie pocałował. On to tak cudownie robi, nie wiem czy dobrze bo nie mam porównania, ale mi się podoba.
   Popatrzyłem w jego piękne oczy. Skoro i tak już sam przed sobą przyznałem że chcę by mnie całował, to może warto wykorzystać że jest tu teraz przy mnie?
   „Raz się żyje” pomyślałem i złożyłem na jego ustach pierwszy pocałunek w moim życiu. 

***
Dobrze, a więc jesteśmy już po trzeciej notce, a tu komentarzy brak :c proszę was o nie i o szczere opinie na temat moich notek... Z resztą piszcie cokolwiek, nawet coś całkiem bez sensu (ja potrafię zrozumieć ludzi nie zrozumiałych, więc to jakby nie robi mi problemu więc (x2 więc xD) nie przejmuj się tym jeśli obawiasz się że cię nie zrozumiem bo i tak pewnie będę wiedziała o co chodzi^^)