Środa.
Znowu środa, Boże! Znowu ta głośna klasa, i znowu ta ostatnia
ławka. I ten sam zachrypnięty głos naszej nauczycielki.
Tamtej
nocy to był mój pierwszy raz, nigdy nikogo wcześniej nie
całowałem. A wy myśleliście że co? Nie wiem czy było dobrze,
nie wiem czy mu się podobało. Za to jednego jestem pewien!
Chciał
tego, było to wypisane w jego oczach. Chciał więcej, jednak tego
nie potrafiłem mu dać.
Ten
pocałunek był cudowny, jednak nie wiem czy będę potrafił to
powtórzyć.
Nigdy
nie byłem zakochany, jakie to dziwne uczucie...
nie
wiem też jak boli złamane serce, może na moje szczęście?
Soubi
ma racje kiedy nazywa mnie dzieckiem. Przecież nim jestem, może
dojrzałym ale dzieckiem. Jedyne moje doświadczenie życiowe które
jest coś warte w dorosłym życiu, to moje trudne dzieciństwo. To
mnie z pewnością zmieniło. Pewnie gdybym miał innych rodziców,
urodził się w innym miejscu i miałbym młodszą siostrę, a nie
starszego brata to byłbym zupełnie inny. Nie byłbym już sobą.
Jednak jest tak jak jest, i może właśnie to że tak jest tak
bardzo mnie zmieniło? Może to był właśnie powód tego że tak
szybko dorosłem? Że tak szybko dojrzałem?
Szkoła,
oprócz pracy, nic mi nie daje. No może znajomości. Przecież jest
tyle par które poznaje się w szkole, no i drugie tyle par, które
się potem rozwodzą...
Mój
ojciec też by się rozwiódł. W sumie to ja na jego miejscu też.
Ale nie może. Nie dlatego że jest mu żal mojej matki, czy co
śmieszniejsze mnie. Ale dlatego że ich małżeństwo to była umowa
pomiędzy moimi dziadkami. Tak ich ślub był aranżowany, czysty
biznes, dlatego nie potrafią „kochać się pomimo”.
Kiedyś,
kiedy jeszcze mnie nie było, kochali się. Nawet mają wiele zdjęć
ze sobą z tamtego okresu. Oboje uśmiechnięci, zadowoleni z życia.
A potem ciąża mojej mamy z Seimeiem. Cała rodzina go wyczekiwała.
Był żywym pupilem rodziny.
Jednak
moja mama wpadła w depresje poporodową. Później jak już z niej
wyszła, zaczęła mieć na jego punkcie takiego świra że nikomu
nie pozwoliła go dotknąć, nawet naszemu ojcu.
Tak
już właściwie zostało, choć moja ciotka twierdzi ze z czasem
było z tym lepiej.
Nie
chciałbym być rodzicem. Nie chodzi mi o odpowiedzialność jaka
trzeba mieć, ale raczej o to że bym sobie z tym nie poradził. Że
chciałbym być zaprawdę dobry i o tym że mógłbym przesadzać i
tym samym krzywdzić to dziecko. Tak samo jak krzywdzono tym Seimeia.
Bo nie martwię się o to że będę takim jakim jest mój ojciec,
czy moja matka dla mnie. Tego jestem pewien.
Soubi
pewnie tez nie chcę mieć dzieci.
Nie
wiem czemu to powiedziałem. Przecież on by był wspaniałym
rodzicem, jak mało kto. Dla mnie jest dobrym „starszym bratem”
nawet kimś więcej... bo często wychodzimy ponad czysto braterskie
relacje.
Jest
czuły, delikatny, troskliwy... I to nie ma sensu ale powoli zaczynam
mu wierzyć... zaczynam wierzyć w jego miłość do mnie...
Kocham
go za to...
Tak
powiedziałem to, kocham go. Tamtej nocy uświadomiłem to sobie w
końcu. Jest dla mnie najważniejszy, już od dawna.
Wielbię
jego oczy, usta, włosy, nos i rzeczy których nie można zobaczyć
ale które w nim są. Jego charakter, głos, inteligencja i
charyzma...
Nawet
nie zauważyłem kiedy zacząłem o nim rozmyślać. Kiedy zacząłem
gapić się w swój telefon z nadzieją że do mnie zadzwoni. Nawet
nie mam pojęcia kiedy to się stało! Ja nic nie wiem...
Wyszedłem
już ze szkoły ale dzisiaj go nie m. powiedział mi przeciez że ma
dużo pracy na studiach.
Ta
droga która szedłem nie raz teraz wydawała się strasznie długa
bez niego.
Jest
piękny, zimny co prawda, jesienny dzień. Słońce świeci, ptaszki
ćwierkają i ogólnie całkiem przyjemnie jest. Do szczęścia
brakuje mi tylko Soubiego.
Nie
chcę do niego dzwonić. Pewnie będę mu przeszkadzać. Skoro nie
może się ze mną spotkać, pomimo tego że zawsze miał dla mnie
czas, to musi mieć od groma roboty.
Dzisiaj
nie zrobiłem absolutnie nic konstruktywnego. No, pracę domową. Ale
na tym się kończy.
Leżałem
na łóżku i myślałem o nim... znowu. Przez trzy godziny. Przeraża
mnie ten fakt. Jak można tak długo o kimś myśleć?
A
potem oglądałem nasze zdjęcia i przypomniałem sobie nasze
wspomnienia. Te wszystkie wspólnie spędzone godziny, minuty,
sekundy... pocałunki.
Jedno
z najładniejszych wspomnień jakie z nim mam to nasze wyjście na
lody dwa lata temu. To było lato. Lipiec, to był koniec lipca,
czyli sam środek lata. Było gorąco, coś koło trzydziestu stopni.
Wylegiwaliśmy się w cieniu naszego drzewa.
Strasznie
długo wtedy ze sobą gadaliśmy. Wróciłem do domu grubo po
dziesiątej co wtedy było jak na mnie późno. A mieliśmy iść
tylko na lody...
To
z tych czasów kiedy się dopiero co poznawaliśmy, ale to i tak z
początków naszej znajomości. No w sumie to nie, bo trochę się
już znaliśmy, ale to i tak z początku naszej znajomości.
Te
czasy nie powrócą. Zwłaszcza te wieczory jeszcze na krótko po
śmierci Seimeia, no ile dwa lata to na chwilę... Te długie
wieczory kiedy płakałem prawie codziennie, kiedy mnie pocieszał i
uspokajał. Wtedy kiedy potrzebowałem go najbardziej na świecie.
Wtedy on potrafił siedzieć ptzy mnie, i czekać aż przestanę,
nawet do późna.
Przez
te lata niewątpliwie przyzwyczaiłem się do niego. Bo pomimo
wszystko, on jest dobrym człowiekiem. Nawet jak potrafi ignorować
swoich znajomych przez cały dzień dla mnie, i że nie raz ma w
dupie wszystko włącznie ze mną na rzecz swojej twórczości. A nie
kocha się właśnie za coś, tylko właśnie pomimo.
A
ja mam go nawet za co kochać, i w zupełności akceptuje wszystkie
jego wady, zwłaszcza że ma ich bardzo mało.
Muszę
mu powiedzieć, Przecież nie mam się o co bać, a już na pewno nie
odrzucenia z jego strony. Mówił mi już że mnie kocha, nie mógłby
kłamać w takiej sprawie. Na pewno nie, na pewno nie on.
Tylko
jak? Przecież nie wyjadę mu z tekstem „Hej Soubi! Jak tam? A
wiesz że cię kocham?”
Ja
mam jakąś tendencje do stważania sobie problemów. Chyba nawet na
pewno.
Pamiętam
jak Yuiko powiedziała mi że się jej podobam. Z tydzień dawałem
jej tego kosza. Dawałem, dawałem i dać nie mogłem
czasami
zwyczajnie nie mam tyle odwagi ile powinienem mieć. Nie raz
zwyczajnie się cackam z czymś.
Mam
nadzieję że chociaż z Soubim tak nie będzie. Mam nadzieję że
będę mieć w sobie tyle odwago by mu powiedzieć co do niego czuje.
Bo obawiam się że gdy spojrzę mu prosto w oczy, to zrezygnuje. A
tego bym nie chciał.
Zrobię
to dziś, jak tego nie zrobię, to potem będzie mi tylko trudniej.
Wiatr
dziś znowu wieje, za to świeci słońce. Można powiedzieć że
idealny dzień na wyznanie komuś miłości.
Zaciągnę
go do parku, pod nasze drzewo. To idealne miejsce, przecież on
właśnie tam wyznał mi miłość i złożył ma mych wargach ten
pierwszy pocałunek.
Już
to sobie wyobrażam. Wiatr będzie wiał, a jego włosy powiewały.
Ja mu spojrzę prosto w oczy i powiem...
- Ritsuka! Obiad!
Nie
no tego to mu nie powiem...
- Już idę mamo!
I
mam nadzieję że on mi tego nie odpowie...
Moja
matka jak nigdy postanowiła być normalna. Usiedliśmy i zjedliśmy
jak cywilizowani ludzie, bez ojca oczywiście, bo jak by było można
inaczej?
Nie
powiem dzisiaj było wyjątkowo miło. Oczywiście jak na standardy
mojej rodzinki.
Tylko
kiedy ja się z nim spotkam? Bo dzisiaj niestety odpada, bo przecież
mam dużo pracy na studiach. (głupie studia! xD dop. aut.)
A
co jeśli ten lamus, jego współlokator „się nim zajmie?!"
Ritsuka
histeryzujesz, wdech i wydech.
On
się Soubiemu nie podoba. Na moje szczęście. Tak sądzę
przynajmniej
choć
nie powiem już nie pierwszy raz jestem zazdrosny z powodu tego
idioty. Że tez Soubi musi akurat z nim mieszkać...
Czy
na mojej drodze zawsze taki musi się znaleźć?
Patrzę
na zegar, siedemnasta.
Może
ma trochę czasu? Żeby chwilkę popisać?
„Masz
trochę czasu?”
Napisałem.
Matko jaki ja jestem głupi...
„Dla
ciebie zawsze”
Kocham
jak do mnie piszę jakbym był najważniejszy na świecie, zwyczajnie
kocham to bo wtedy się uśmiecham a robię to niezwykle rzadko...
„Znaczy
ja ci chciałem tylko życzyć powodzenia, przy tych twoich
egzaminach na studia”
Wypaliłem.
No, napisałem zanim pomyślałem co mam napisać. Właśnie takie są
tego efekty...
Dzwoni
do mnie...
- Kłamiesz. - powiedział spokojnie, pewnie się uśmiecha.
Takie
oto oskarżenie usłyszałem gdy przyłożyłem słuchawkę do ucha.
- Kłamiesz – powtórzył – nie o to ci chodziło kiedy do mnie napisałeś z pytaniem „czy masz czas”, prawda?
- Dlaczego tak uważasz? - zapytałem zaskoczony (co on jest medium?!)
- A tak nie jest?
Kurwa
jest, ale ci przecież tego nie powiem!
- Nie ważne.
Prychnął.
- To co chciałeś?
- A może chciałem zwyczajnie z tobą pogadać? Tak po prosu?
Chyba
go zatkało...
- Chciałem ci coś powiedzieć. - dodałem.
- To coś ważnego, prawda?
Nie
no on JEST medium, i koniec kropka!
- Tak.
- To może jutro, w naszym parku.
- Ok.
- Tam gdzie zawsze.
- Czyli przy naszym drzewie. - dodałem po czym się z nim rozłączyłem.
Serce
mi bije tak jak by zaraz eksplodować na miliard kawałeczków.
Około
siedemnastej znudziło mi się siedzenie w domu i poszedłem tam
gdzie zawsze w nasze magiczne miejsce. Jakie one było puste bez
niego, to już nie było to same drzewo.
Park
wyglądał coraz bardziej smętniej. Liście poopadały, kilka dni
popadało i to najwidoczniej wystarczyło by zrujnować to piękna
miejsce. Teraz nikogo w nim nie było. Tylko sroki i wrony w tym
parku. Chyba znowu zacznie padać, świetnie.
Szedłem
tak sobie deptakiem kiedy nagle usłyszałem kłótnię. Podszedłem
bliżej, choć nie powinienem, bo co mi do tego? Kłóciło się ze
sobą dwóch młodych mężczyzn.
Gdy
podszedłem do nich jeszcze bliżej, myślałem że upadnę. Tam stał
Soubi i Lee, jego współlokator.
Nie
zdążyłem podsłuchać ich rozmowy. Zdążyłem tylko zobaczyć...
Jak...
Jak
się całują...
Do
moich czarnych oczu napłynęły łzy.
- Mówiłeś że ci się nie podoba! - odwrócił się do mnie, był zdziwiony, dopiero teraz mnie zobaczył. - MÓWIŁEŚ ŻE JESTEM TYLKO JA! - wrzeszczałem.
Lee
patrzył na mnie jak zawsze, z kpiną w oczach
Soubi
podszedł do mnie.
- To nie tak jak myślisz powiedział – powiedział.
- Tak?! To jak?! Może mi jeszcze powiesz że wcale się z nim nie całowałeś?!
- To on mnie całował – sprostował.
- Soubi proszę, zostaw tego dzieciakia. Widzisz jak on lamentuje? Daruj go sobie wreszcie... Z niego jest taki pies ogrodnika. Nie chce ciebie, ale na to bym był z tobą to się nigdy nie zgodzi...
- Masz racje – powiedziałem – nie pozwolę ci z nim być – spojrzałem Lee prosto w oczy – bo go kocham.
Lee
patrzył na mnie jak na osobę niespełna rozumu, a Soubi szeroko
otwartymi oczami. Wielgachnymi pięknymi gałami.
- Co ty powiedziałeś? - zapytał Soubi.
Spojrzałem
mu prosto w oczy.
- Kocham cię.
Zaczął
wiać wiatr.
Lee
zostawił nas samych, chyba stwierdził że jego obecność jest
zbędna.
Patrzyłem
Soubiemu prosto w oczy. Do momentu aż zaczęło kropić. Krople
deszczu zmywały moje łzy, które w dalszym ciągu leciały z moich
oczu.
***
Wiem, wiem ta notka mi nie wyszła :c ale spoko Rozdział 5 już się piszę i gwarantuję swoją głową że będzie lepszy ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz