piątek, 26 października 2012

Rozdział 4 - kocham cię


   Środa. Znowu środa, Boże! Znowu ta głośna klasa, i znowu ta ostatnia ławka. I ten sam zachrypnięty głos naszej nauczycielki.
   Tamtej nocy to był mój pierwszy raz, nigdy nikogo wcześniej nie całowałem. A wy myśleliście że co? Nie wiem czy było dobrze, nie wiem czy mu się podobało.   Za to jednego jestem pewien!
   Chciał tego, było to wypisane w jego oczach. Chciał więcej, jednak tego nie potrafiłem mu dać.
   Ten pocałunek był cudowny, jednak nie wiem czy będę potrafił to powtórzyć.
   Nigdy nie byłem zakochany, jakie to dziwne uczucie...
nie wiem też jak boli złamane serce, może na moje szczęście?
   Soubi ma racje kiedy nazywa mnie dzieckiem. Przecież nim jestem, może dojrzałym ale dzieckiem. Jedyne moje doświadczenie życiowe które jest coś warte w dorosłym życiu, to moje trudne dzieciństwo. To mnie z pewnością zmieniło. Pewnie gdybym miał innych rodziców, urodził się w innym miejscu i miałbym młodszą siostrę, a nie starszego brata to byłbym zupełnie inny. Nie byłbym już sobą. Jednak jest tak jak jest, i może właśnie to że tak jest tak bardzo mnie zmieniło? Może to był właśnie powód tego że tak szybko dorosłem? Że tak szybko dojrzałem?
   Szkoła, oprócz pracy, nic mi nie daje. No może znajomości. Przecież jest tyle par które poznaje się w szkole, no i drugie tyle par, które się potem rozwodzą...
   Mój ojciec też by się rozwiódł. W sumie to ja na jego miejscu też. Ale nie może. Nie dlatego że jest mu żal mojej matki, czy co śmieszniejsze mnie. Ale dlatego że ich małżeństwo to była umowa pomiędzy moimi dziadkami. Tak ich ślub był aranżowany, czysty biznes, dlatego nie potrafią „kochać się pomimo”.
Kiedyś, kiedy jeszcze mnie nie było, kochali się. Nawet mają wiele zdjęć ze sobą z tamtego okresu. Oboje uśmiechnięci, zadowoleni z życia. A potem ciąża mojej mamy z Seimeiem. Cała rodzina go wyczekiwała. Był żywym pupilem rodziny.
   Jednak moja mama wpadła w depresje poporodową. Później jak już z niej wyszła, zaczęła mieć na jego punkcie takiego świra że nikomu nie pozwoliła go dotknąć, nawet naszemu ojcu.
   Tak już właściwie zostało, choć moja ciotka twierdzi ze z czasem było z tym lepiej.
   Nie chciałbym być rodzicem. Nie chodzi mi o odpowiedzialność jaka trzeba mieć, ale raczej o to że bym sobie z tym nie poradził. Że chciałbym być zaprawdę dobry i o tym że mógłbym przesadzać i tym samym krzywdzić to dziecko. Tak samo jak krzywdzono tym Seimeia. Bo nie martwię się o to że będę takim jakim jest mój ojciec, czy moja matka dla mnie. Tego jestem pewien.
   Soubi pewnie tez nie chcę mieć dzieci.
   Nie wiem czemu to powiedziałem. Przecież on by był wspaniałym rodzicem, jak mało kto. Dla mnie jest dobrym „starszym bratem” nawet kimś więcej... bo często wychodzimy ponad czysto braterskie relacje.
   Jest czuły, delikatny, troskliwy... I to nie ma sensu ale powoli zaczynam mu wierzyć... zaczynam wierzyć w jego miłość do mnie...
   Kocham go za to...
   Tak powiedziałem to, kocham go. Tamtej nocy uświadomiłem to sobie w końcu. Jest dla mnie najważniejszy, już od dawna.
   Wielbię jego oczy, usta, włosy, nos i rzeczy których nie można zobaczyć ale które w nim są. Jego charakter, głos, inteligencja i charyzma...
   Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem o nim rozmyślać. Kiedy zacząłem gapić się w swój telefon z nadzieją że do mnie zadzwoni. Nawet nie mam pojęcia kiedy to się stało! Ja nic nie wiem...
   Wyszedłem już ze szkoły ale dzisiaj go nie m. powiedział mi przeciez że ma dużo pracy na studiach.
   Ta droga która szedłem nie raz teraz wydawała się strasznie długa bez niego.
Jest piękny, zimny co prawda, jesienny dzień. Słońce świeci, ptaszki ćwierkają i ogólnie całkiem przyjemnie jest. Do szczęścia brakuje mi tylko Soubiego.
   Nie chcę do niego dzwonić. Pewnie będę mu przeszkadzać. Skoro nie może się ze mną spotkać, pomimo tego że zawsze miał dla mnie czas, to musi mieć od groma roboty.

   Dzisiaj nie zrobiłem absolutnie nic konstruktywnego. No, pracę domową. Ale na tym się kończy.
   Leżałem na łóżku i myślałem o nim... znowu. Przez trzy godziny. Przeraża mnie ten fakt. Jak można tak długo o kimś myśleć?
   A potem oglądałem nasze zdjęcia i przypomniałem sobie nasze wspomnienia. Te wszystkie wspólnie spędzone godziny, minuty, sekundy... pocałunki.
   Jedno z najładniejszych wspomnień jakie z nim mam to nasze wyjście na lody dwa lata temu. To było lato. Lipiec, to był koniec lipca, czyli sam środek lata.    Było gorąco, coś koło trzydziestu stopni. Wylegiwaliśmy się w cieniu naszego drzewa.
   Strasznie długo wtedy ze sobą gadaliśmy. Wróciłem do domu grubo po dziesiątej co wtedy było jak na mnie późno. A mieliśmy iść tylko na lody...
   To z tych czasów kiedy się dopiero co poznawaliśmy, ale to i tak z początków naszej znajomości. No w sumie to nie, bo trochę się już znaliśmy, ale to i tak z początku naszej znajomości.
   Te czasy nie powrócą. Zwłaszcza te wieczory jeszcze na krótko po śmierci Seimeia, no ile dwa lata to na chwilę... Te długie wieczory kiedy płakałem prawie codziennie, kiedy mnie pocieszał i uspokajał. Wtedy kiedy potrzebowałem go najbardziej na świecie. Wtedy on potrafił siedzieć ptzy mnie, i czekać aż przestanę, nawet do późna.
   Przez te lata niewątpliwie przyzwyczaiłem się do niego. Bo pomimo wszystko, on jest dobrym człowiekiem. Nawet jak potrafi ignorować swoich znajomych przez cały dzień dla mnie, i że nie raz ma w dupie wszystko włącznie ze mną na rzecz swojej twórczości. A nie kocha się właśnie za coś, tylko właśnie pomimo.
   A ja mam go nawet za co kochać, i w zupełności akceptuje wszystkie jego wady, zwłaszcza że ma ich bardzo mało.

   Muszę mu powiedzieć, Przecież nie mam się o co bać, a już na pewno nie odrzucenia z jego strony. Mówił mi już że mnie kocha, nie mógłby kłamać w takiej sprawie. Na pewno nie, na pewno nie on.
   Tylko jak? Przecież nie wyjadę mu z tekstem „Hej Soubi! Jak tam? A wiesz że cię kocham?”
   Ja mam jakąś tendencje do stważania sobie problemów. Chyba nawet na pewno.
   Pamiętam jak Yuiko powiedziała mi że się jej podobam. Z tydzień dawałem jej tego kosza. Dawałem, dawałem i dać nie mogłem
czasami zwyczajnie nie mam tyle odwagi ile powinienem mieć. Nie raz zwyczajnie się cackam z czymś.
   Mam nadzieję że chociaż z Soubim tak nie będzie. Mam nadzieję że będę mieć w sobie tyle odwago by mu powiedzieć co do niego czuje. Bo obawiam się że gdy spojrzę mu prosto w oczy, to zrezygnuje. A tego bym nie chciał.
   Zrobię to dziś, jak tego nie zrobię, to potem będzie mi tylko trudniej.
   Wiatr dziś znowu wieje, za to świeci słońce. Można powiedzieć że idealny dzień na wyznanie komuś miłości.
   Zaciągnę go do parku, pod nasze drzewo. To idealne miejsce, przecież on właśnie tam wyznał mi miłość i złożył ma mych wargach ten pierwszy pocałunek.
   Już to sobie wyobrażam. Wiatr będzie wiał, a jego włosy powiewały. Ja mu spojrzę prosto w oczy i powiem...
  • Ritsuka! Obiad!
   Nie no tego to mu nie powiem...
  • Już idę mamo!
   I mam nadzieję że on mi tego nie odpowie...
   Moja matka jak nigdy postanowiła być normalna. Usiedliśmy i zjedliśmy jak cywilizowani ludzie, bez ojca oczywiście, bo jak by było można inaczej?
   Nie powiem dzisiaj było wyjątkowo miło. Oczywiście jak na standardy mojej rodzinki.
   Tylko kiedy ja się z nim spotkam? Bo dzisiaj niestety odpada, bo przecież mam dużo pracy na studiach. (głupie studia! xD dop. aut.)
   A co jeśli ten lamus, jego współlokator „się nim zajmie?!"
   Ritsuka histeryzujesz, wdech i wydech.
   On się Soubiemu nie podoba. Na moje szczęście. Tak sądzę przynajmniej
choć nie powiem już nie pierwszy raz jestem zazdrosny z powodu tego idioty. Że tez Soubi musi akurat z nim mieszkać...
   Czy na mojej drodze zawsze taki musi się znaleźć?
   Patrzę na zegar, siedemnasta.
   Może ma trochę czasu? Żeby chwilkę popisać?
„Masz trochę czasu?”
   Napisałem. Matko jaki ja jestem głupi...
„Dla ciebie zawsze”
   Kocham jak do mnie piszę jakbym był najważniejszy na świecie, zwyczajnie kocham to bo wtedy się uśmiecham a robię to niezwykle rzadko...
„Znaczy ja ci chciałem tylko życzyć powodzenia, przy tych twoich egzaminach na studia”
   Wypaliłem. No, napisałem zanim pomyślałem co mam napisać. Właśnie takie są tego efekty...
   Dzwoni do mnie...
  • Kłamiesz. - powiedział spokojnie, pewnie się uśmiecha.
   Takie oto oskarżenie usłyszałem gdy przyłożyłem słuchawkę do ucha.
  • Kłamiesz – powtórzył – nie o to ci chodziło kiedy do mnie napisałeś z pytaniem „czy masz czas”, prawda?
  • Dlaczego tak uważasz? - zapytałem zaskoczony (co on jest medium?!)
  • A tak nie jest?
   Kurwa jest, ale ci przecież tego nie powiem!
  • Nie ważne.
   Prychnął.
  • To co chciałeś?
  • A może chciałem zwyczajnie z tobą pogadać? Tak po prosu?
   Chyba go zatkało...
  • Chciałem ci coś powiedzieć. - dodałem.
  • To coś ważnego, prawda?
   Nie no on JEST medium, i koniec kropka!
  • Tak.
  • To może jutro, w naszym parku.
  • Ok.
  • Tam gdzie zawsze.
  • Czyli przy naszym drzewie. - dodałem po czym się z nim rozłączyłem.
   Serce mi bije tak jak by zaraz eksplodować na miliard kawałeczków.

   Około siedemnastej znudziło mi się siedzenie w domu i poszedłem tam gdzie zawsze w nasze magiczne miejsce. Jakie one było puste bez niego, to już nie było to same drzewo.
   Park wyglądał coraz bardziej smętniej. Liście poopadały, kilka dni popadało i to najwidoczniej wystarczyło by zrujnować to piękna miejsce. Teraz nikogo w nim nie było. Tylko sroki i wrony w tym parku. Chyba znowu zacznie padać, świetnie.
   Szedłem tak sobie deptakiem kiedy nagle usłyszałem kłótnię. Podszedłem bliżej, choć nie powinienem, bo co mi do tego? Kłóciło się ze sobą dwóch młodych mężczyzn.
   Gdy podszedłem do nich jeszcze bliżej, myślałem że upadnę. Tam stał Soubi i Lee, jego współlokator.
   Nie zdążyłem podsłuchać ich rozmowy. Zdążyłem tylko zobaczyć...
   Jak...
   Jak się całują...
   Do moich czarnych oczu napłynęły łzy.
  • Mówiłeś że ci się nie podoba! - odwrócił się do mnie, był zdziwiony, dopiero teraz mnie zobaczył. - MÓWIŁEŚ ŻE JESTEM TYLKO JA! - wrzeszczałem.
   Lee patrzył na mnie jak zawsze, z kpiną w oczach
   Soubi podszedł do mnie.
  • To nie tak jak myślisz powiedział – powiedział.
  • Tak?! To jak?! Może mi jeszcze powiesz że wcale się z nim nie całowałeś?!
  • To on mnie całował – sprostował.
  • Soubi proszę, zostaw tego dzieciakia. Widzisz jak on lamentuje? Daruj go sobie wreszcie... Z niego jest taki pies ogrodnika. Nie chce ciebie, ale na to bym był z tobą to się nigdy nie zgodzi...
  • Masz racje – powiedziałem – nie pozwolę ci z nim być – spojrzałem Lee prosto w oczy – bo go kocham.
   Lee patrzył na mnie jak na osobę niespełna rozumu, a Soubi szeroko otwartymi oczami. Wielgachnymi pięknymi gałami.
  • Co ty powiedziałeś? - zapytał Soubi.
   Spojrzałem mu prosto w oczy.
  • Kocham cię.
   Zaczął wiać wiatr.
   Lee zostawił nas samych, chyba stwierdził że jego obecność jest zbędna.
   Patrzyłem Soubiemu prosto w oczy. Do momentu aż zaczęło kropić. Krople deszczu zmywały moje łzy, które w dalszym ciągu leciały z moich oczu.

*** 
Wiem, wiem ta notka mi nie wyszła :c ale spoko Rozdział 5 już się piszę i gwarantuję swoją głową że będzie lepszy ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz