środa, 26 września 2012

Rozdział 1 - myśli samobójcze


   Nie wiem skąd się wziął. Pewnego dnia po prostu przyszedł pod budynek mojej szkoły i przedstawił się jako przyjaciel mojego starszego brata.
   Potem spotkałem się z nim kilka razy. Jednak już po pierwszym naszym spotkaniu, były to dziwne relacje. No ale jakim cudem licealista może powiedzieć dziecku które dopiero kończy podstawówkę, że go kocha? Na pierwszym spotkaniu? Oczywiście mu w to nie uwierzyłem.
   Jednak od tamtego czasu minęły dwa lata. On poszedł na studia, a ja do gimnazjum, jednak wciąż mi powtarza że mnie kocha.
   Dzwoni do mnie codziennie, często do mnie przychodzi pomimo tego że ma dużo zajęć na studiach.
   Przychodzi bo dostał on kiedyś taki rozkaz od mojego brata Seimeia. Nie mam zielonego pojęcia jaki łączyły ich relacje, jednak z tego co mówił Soubi, przypominały one trochę relację „pan” i „sługa”. Ale nie wiem dlaczego Soubi „służył” mojemu bratu.
   Seimei kazał mu mnie chronić w razie jak by coś mu się stało. Cokolwiek miało by to znaczyć. A potem ktoś go zamordował, choć wersja oficjalna brzmi że zginął w pożarze.
   Po jego śmierci nasza chora psychicznie matka zaczęła mnie obwiniać o śmierć brata. Kiedy jeszcze żył, chronił mnie przed nią gdy chciała mnie uderzyć. Teraz nikt jej nie powstrzymuję. Ojciec odwraca wzrok i udaje że nic nie widzi.
   Mam tego dosyć. I tak całe życie byłem w cieniu mojego brata. Byłem niechcianym dzieckiem. Ojciec od rana do nocy był w pracy, a gdy w końcu z niej wracał byłem niewidzialny. W ich uwadze był tylko Seimei, zawsze on.
Tylko on cieszył się z tego że jestem. On mnie chciał, nie zapominał o mnie, kochał mnie.
   Gdy go zabrakło wszystko się zmieniło. Chodziłem w jego za dużych na mnie ubraniach. Przesiadywałem też w jego pustym pokoju w którym kiedyś się bawiliśmy, w którym kiedyś było tak głośno. A dziś jest tam tak cicho że aż drażni w uszy.
   Do szkoły przychodziłem wiecznie z podbitym okiem. Nauczyciele wiedzieli o tym że wychowuje mnie wariatka, więc po jakimś czasie zwyczajnie przestali przestali zwracać na to uwagę.
   Tak jak już wspominałem zanim Seimei umarł kazał Soubiemu się mną zaopiekować. Ale wyszło na to że teraz ja jestem jego „panem”. Nie chciałem tego i nie chcę tego nadal. Nie raz „zwracałem mu jego wolność” ale on na to zawsze odpowiadał „nie mogę złamać rozkazu Seimeia”.
   Nigdy nie złamał żadnego jego rozkazu, w przeciwieństwie do moich. On mnie nawet kocha dlatego że on mu kazał, jednak twierdzi że pomimo to darzy mnie prawdziwym uczuciem. Nie wierzę mu. Czasami mnie całuję, choć tego nie chcę. Dla mnie pocałunki to nie są dowody miłości. Całować nawet można wroga dla swoich korzyści.
   Ostatnimi czasy coraz częściej myślę o samobójstwie. Oczywiście nie powiedziałem o tym Soubiemu. Pomimo wszystko lubię go, jest moim przyjacielem, zresztą jedynym jakim mam. Mogę na niego liczyć, zawsze, tak samo jak mogłem zawsze liczyć na Seimeia.
   Chcę się zabić przez moją niezrównoważoną matkę. I tak nie mam gwarancji że mnie nie zabije podczas snu, kiedyś już próbowała tak zrobić. Mam jej serdecznie dosyć! Jej i ciągłego obwiniania mnie o śmierć mojego brata! Tak jak miałbym z tym coś wspólnego! I ten jej codzienny tekst „Ty nie jesteś Seimei! Gdzie jest mój syn?! Oddaj mi go!”. Albo jej rozczarowanie kiedy oczekuję w drzwiach Seimeia, a widzi mnie. I tak dzień w dzień od czterech lat.
   Dziś jest rocznica jego śmierci. Okrągłe i gorzkie cztery lata. Byliśmy dzisiaj jak normalna rodzina i poszliśmy na jego grób. Nawet dzisiaj byłem widoczny dla mojego ojca, mogę czuć się zaszczycony.
   Już jest wieczór, mama woła mnie na kolację. Jedliśmy w ciszy od czterech lat żadne z nas nie odezwało się przy posiłku. Może to i lepiej?
  • Dlaczego to on zginął? Dlaczego to nie ty zginąłeś zamiast niego?! - uderzyła mnie w twarz – DLACZEGO?! - wydarła się. Pierwszy raz od tak długiego czasu coś powiedziała przy obiedzie, szkoda tylko że coś takiego. Uderzyła mnie po po raz koleiny. Straciłem równowagę, razem z krzesłem upadłem na ziemię.
   Obydwa policzki mnie piekły, a z moich oczu poleciały łzy. Nie z powodu bólu fizycznego, ale psychicznego. Bolały mnie jej słowa. Matka nie powinna tak mówić do własnego dziecka, nawet niechcianego i niekochanego.
   Wstałem i z zapłakanymi oczami pobiegłem do swojego pokoju.
   Nienawidzę jej! Doskonale wiem że jej go przypominam. Kiedy Seimei był w moim wieku, był identyczny. Za to mnie chyba nienawidzi najbardziej.
   Ciągle myślę o samobójstwie, zwłaszcza takimi chwilami jak dzisiaj.
   Poszedłem do łazienki, znowu ona. Jej długie czarne włosy, takie same jak moje czy Seimeia, zakrywały jej twarz. Patrzyła na mnie takimi samymi tęczówkami jakie ja mam, wzrokiem którym mogłaby zabić.
  • Chcę żebyś umarł. - powiedziała grobowym tonem.
  • Co?
  • Chcę twojej śmierci. - powtórzyła.
   Kiedy masz chorą psychicznie matkę to nie masz pojęcia kiedy mówi na poważnie, jednak wszedłem do łazienki tylko w jednym celu. Żyletki. Leżały tam gdzie zawsze, w szafce pod zlewem. Wziąłem ze sobą całą ich paczkę i poszedłem prosto do swojego pokoju.
   Nie mam pojęcia czy będę mieć na tyle odwagi by to zrobić, ale dzisiaj poraz kolejny spróbuję.
   Usiadłem na podłodze opierając się o moje łóżko. Wyjąłem z małej paczuszki żyletkę. Światło ładnie się w niej odbijało.
   Nie chcę tak żyć. Nie chcę być nie chcianym i niekochanym. Nie chcę budzić u mojej mamy odrazy. Sama powiedziała że chce mojej śmierci, zresztą nie tylko dzisiaj. Proszę bardzo, ma to co chciała.
   Podwinąłem rękaw. Drżącą ręką przyłożyłem ostrze do nadgarstka. Przełknąłem głośno ślinę.
  • Nie rób tego! - do mojego pokoju, przez okno wszedł Soubi. Podszedł do mnie. - Dlaczego chcesz to zrobić? - Zapytał już bardziej opanowany.
  • Moja matka chce tego. - powiedziałem tak jak bym kiedyś któregoś z nich słuchał. - Powiedziała mi o tym.
  • Ritsuka masz chorą matkę,ona nie wie co mówi. - Ale to że ja słyszę to co mówi i że to mnie osłabia psychicznie, to już szczegół.
  • Wiem. Ale to nie zmienia faktu że ona i mój ojciec mnie tu nie chcą! Wiesz o tym do doskonale że byłem nie chcianym dzieckiem. Zawsze byłem dla nich ciężarem! - z moich oczu znowu popłynęły łzy – Nikt mnie nie kocha! Taka jest prawda!
  • Nie prawda! Wiesz że ja cie kocham.
  • Przestań to w końcu mówić! Powtarzasz to jak papuga od dwóch lat!
  • Powtarzam to dlatego że to prawda. - Popatrzył mi prosto w oczy – nie chcę twojej śmierci. Ja chcę żebyś tu był, razem ze mną.
  • Soubi, ale ja chcę śmierci. Mam już po dziurki w nosie tego ciągłego bicia, poniżania. Wiesz jak ja się czuję na codzień?!
  • Dobrze w takim razie... - podwinął również swój rękaw – zabij również mnie.
  • Nie zrobię tego. - odpowiedziałem bez zastanowienia, no bo i po co się nad tym zastanawiać? Nie zrobię mu tego, nigdy w życiu!
  • Tnij – powiedział siadając naprzeciwko mnie.
  • Nie. Nie zrobię tego komuś.
  • Ritsuka. Moje życie bez ciebie bez ciebie nie ma sensu. Jeśli popełnisz samobójstwo ja też je popełnię. Jeśli chcesz zrobić to na moich oczach, a ja w takim wypadku cię samego nie zostawię, jeśli chcesz bym na to pozwolił... najpierw musisz mnie zabić.
  • Soubi! - Co on mówi?! Co on sobie myśli?!
  • Obiecałem Seimeiowi że będę się tobą opiekować.
  • Nie on ci kazał!
  • Żadna różnica. Jeśli cię nie powstrzymam, złamię jego rozkaz, więc zabij mnie pierwszego, wtedy nie złamię jego rozkazu.
   Nie wiem co mam zrobić. Nie zabiję go! Co to, to nie. Ale to by załatwiło wszystkie moje problemy, raz na zawsze.
Soubi widzie moje wahanie. Dobrze mnie poznał przez te lata.
  • Ritsuka, proszę nie rób tego. Nie rób mi tego.
   Przybliżył się do mnie. Teraz nasze twarze były na odległość może dwudziestu centymetrów?
  • Dopóki ja żyję, ty też masz dla kogo. - zapewnił mnie.
   Po tych słowach pocałował mnie, a żyletka którą trzymałem upadła na podłogę.
Całował mnie już nie raz. Zawsze to robił delikatnie, krótko i czule. Całował mnie zachłannie.
   Jego język wkradł się pomiędzy moje wargi. Dokładnie penetrował wnętrze moich ust.
   Tyle razy mnie całował i za każdym razem go od siebie odpychałem. A dzisiaj pierwszy raz mi się podoba. Pierwszy raz chcę więcej. Rozchyliłem swoje wargi jeszcze bardziej. Zdziwiłem go tym posunięciem. Jednak podobało mu się to i przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej.
   Dwa lata. Tyle chyba wystarczy by kogoś pokochać. Więc miłość Soubiego może być prawdziwa. Może. Ale ja nie wierze w jego uczucia. On jest studentem, a ja gimnazjalistą. Ten związek nie miałby prawa bytu, i on o tym wie. Jest mądrzejszy niż ja, na pewno to wie. To dlaczego w dalszym ciągu trwa w tej miłości?
  • Proszę nie zabijaj się – Powiedział jak zawsze swoim aksamitnym tonem, kiedy w końcu oderwał się od moich ust.
  • Soubi – Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem, którego nie sposób zignorować.
  • Proszę, ja nie dla mnie to dla Seimeia. On nie chciałby twojej śmierci. - wie jaki jest mój czuły punkt.
   I chyba tylko dlatego się nie zabiłem.
   Soubi zanim wyszedł, skonfiskował mi wszystkie żyletki. Zanim wyszedł przez okno, którym też wszedł powiedział zdanie które mówił zawsze gdy wychodził.    „Dobranoc Ritsuka, kocham cię”. To zadziwiające jak cztery słowa mogą poprawić humor. Pomimo tego że w jego „kocham cię” nie wierzę.
   Tylko on mi został. Miałem go dla siebie już długi czas, ale gopiero teraz to sobie uświadomiłem. Głupi ja...

***
Mam nadzieję że pierwszy rozdział wam się podobał :) czekam na waszą opinię dotyczącą tekstu, jest ona dla mnie bardzo ważna, gdyż ten tekst "surowy" jeszcze pokazywałam tylko moim przyjaciółką, a to jak wiadomo nie jest obiektywna opinia :/ dlatego proszę was o zdanie na ten temat. Pierwszy raz piszę coś tym stylu i nie wiem czy to jest dobre, dlatego błagam piszcie! :)

1 komentarz:

  1. Muszę powiedzieć, że bardzo mi się to spodobało. ;) Trafiłam tu przypadkiem, ale nie żałuję :D Od razu biorę się za czytanie reszty rozdziałów.
    Dorota

    OdpowiedzUsuń