piątek, 26 października 2012

Rozdział 4 - kocham cię


   Środa. Znowu środa, Boże! Znowu ta głośna klasa, i znowu ta ostatnia ławka. I ten sam zachrypnięty głos naszej nauczycielki.
   Tamtej nocy to był mój pierwszy raz, nigdy nikogo wcześniej nie całowałem. A wy myśleliście że co? Nie wiem czy było dobrze, nie wiem czy mu się podobało.   Za to jednego jestem pewien!
   Chciał tego, było to wypisane w jego oczach. Chciał więcej, jednak tego nie potrafiłem mu dać.
   Ten pocałunek był cudowny, jednak nie wiem czy będę potrafił to powtórzyć.
   Nigdy nie byłem zakochany, jakie to dziwne uczucie...
nie wiem też jak boli złamane serce, może na moje szczęście?
   Soubi ma racje kiedy nazywa mnie dzieckiem. Przecież nim jestem, może dojrzałym ale dzieckiem. Jedyne moje doświadczenie życiowe które jest coś warte w dorosłym życiu, to moje trudne dzieciństwo. To mnie z pewnością zmieniło. Pewnie gdybym miał innych rodziców, urodził się w innym miejscu i miałbym młodszą siostrę, a nie starszego brata to byłbym zupełnie inny. Nie byłbym już sobą. Jednak jest tak jak jest, i może właśnie to że tak jest tak bardzo mnie zmieniło? Może to był właśnie powód tego że tak szybko dorosłem? Że tak szybko dojrzałem?
   Szkoła, oprócz pracy, nic mi nie daje. No może znajomości. Przecież jest tyle par które poznaje się w szkole, no i drugie tyle par, które się potem rozwodzą...
   Mój ojciec też by się rozwiódł. W sumie to ja na jego miejscu też. Ale nie może. Nie dlatego że jest mu żal mojej matki, czy co śmieszniejsze mnie. Ale dlatego że ich małżeństwo to była umowa pomiędzy moimi dziadkami. Tak ich ślub był aranżowany, czysty biznes, dlatego nie potrafią „kochać się pomimo”.
Kiedyś, kiedy jeszcze mnie nie było, kochali się. Nawet mają wiele zdjęć ze sobą z tamtego okresu. Oboje uśmiechnięci, zadowoleni z życia. A potem ciąża mojej mamy z Seimeiem. Cała rodzina go wyczekiwała. Był żywym pupilem rodziny.
   Jednak moja mama wpadła w depresje poporodową. Później jak już z niej wyszła, zaczęła mieć na jego punkcie takiego świra że nikomu nie pozwoliła go dotknąć, nawet naszemu ojcu.
   Tak już właściwie zostało, choć moja ciotka twierdzi ze z czasem było z tym lepiej.
   Nie chciałbym być rodzicem. Nie chodzi mi o odpowiedzialność jaka trzeba mieć, ale raczej o to że bym sobie z tym nie poradził. Że chciałbym być zaprawdę dobry i o tym że mógłbym przesadzać i tym samym krzywdzić to dziecko. Tak samo jak krzywdzono tym Seimeia. Bo nie martwię się o to że będę takim jakim jest mój ojciec, czy moja matka dla mnie. Tego jestem pewien.
   Soubi pewnie tez nie chcę mieć dzieci.
   Nie wiem czemu to powiedziałem. Przecież on by był wspaniałym rodzicem, jak mało kto. Dla mnie jest dobrym „starszym bratem” nawet kimś więcej... bo często wychodzimy ponad czysto braterskie relacje.
   Jest czuły, delikatny, troskliwy... I to nie ma sensu ale powoli zaczynam mu wierzyć... zaczynam wierzyć w jego miłość do mnie...
   Kocham go za to...
   Tak powiedziałem to, kocham go. Tamtej nocy uświadomiłem to sobie w końcu. Jest dla mnie najważniejszy, już od dawna.
   Wielbię jego oczy, usta, włosy, nos i rzeczy których nie można zobaczyć ale które w nim są. Jego charakter, głos, inteligencja i charyzma...
   Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem o nim rozmyślać. Kiedy zacząłem gapić się w swój telefon z nadzieją że do mnie zadzwoni. Nawet nie mam pojęcia kiedy to się stało! Ja nic nie wiem...
   Wyszedłem już ze szkoły ale dzisiaj go nie m. powiedział mi przeciez że ma dużo pracy na studiach.
   Ta droga która szedłem nie raz teraz wydawała się strasznie długa bez niego.
Jest piękny, zimny co prawda, jesienny dzień. Słońce świeci, ptaszki ćwierkają i ogólnie całkiem przyjemnie jest. Do szczęścia brakuje mi tylko Soubiego.
   Nie chcę do niego dzwonić. Pewnie będę mu przeszkadzać. Skoro nie może się ze mną spotkać, pomimo tego że zawsze miał dla mnie czas, to musi mieć od groma roboty.

   Dzisiaj nie zrobiłem absolutnie nic konstruktywnego. No, pracę domową. Ale na tym się kończy.
   Leżałem na łóżku i myślałem o nim... znowu. Przez trzy godziny. Przeraża mnie ten fakt. Jak można tak długo o kimś myśleć?
   A potem oglądałem nasze zdjęcia i przypomniałem sobie nasze wspomnienia. Te wszystkie wspólnie spędzone godziny, minuty, sekundy... pocałunki.
   Jedno z najładniejszych wspomnień jakie z nim mam to nasze wyjście na lody dwa lata temu. To było lato. Lipiec, to był koniec lipca, czyli sam środek lata.    Było gorąco, coś koło trzydziestu stopni. Wylegiwaliśmy się w cieniu naszego drzewa.
   Strasznie długo wtedy ze sobą gadaliśmy. Wróciłem do domu grubo po dziesiątej co wtedy było jak na mnie późno. A mieliśmy iść tylko na lody...
   To z tych czasów kiedy się dopiero co poznawaliśmy, ale to i tak z początków naszej znajomości. No w sumie to nie, bo trochę się już znaliśmy, ale to i tak z początku naszej znajomości.
   Te czasy nie powrócą. Zwłaszcza te wieczory jeszcze na krótko po śmierci Seimeia, no ile dwa lata to na chwilę... Te długie wieczory kiedy płakałem prawie codziennie, kiedy mnie pocieszał i uspokajał. Wtedy kiedy potrzebowałem go najbardziej na świecie. Wtedy on potrafił siedzieć ptzy mnie, i czekać aż przestanę, nawet do późna.
   Przez te lata niewątpliwie przyzwyczaiłem się do niego. Bo pomimo wszystko, on jest dobrym człowiekiem. Nawet jak potrafi ignorować swoich znajomych przez cały dzień dla mnie, i że nie raz ma w dupie wszystko włącznie ze mną na rzecz swojej twórczości. A nie kocha się właśnie za coś, tylko właśnie pomimo.
   A ja mam go nawet za co kochać, i w zupełności akceptuje wszystkie jego wady, zwłaszcza że ma ich bardzo mało.

   Muszę mu powiedzieć, Przecież nie mam się o co bać, a już na pewno nie odrzucenia z jego strony. Mówił mi już że mnie kocha, nie mógłby kłamać w takiej sprawie. Na pewno nie, na pewno nie on.
   Tylko jak? Przecież nie wyjadę mu z tekstem „Hej Soubi! Jak tam? A wiesz że cię kocham?”
   Ja mam jakąś tendencje do stważania sobie problemów. Chyba nawet na pewno.
   Pamiętam jak Yuiko powiedziała mi że się jej podobam. Z tydzień dawałem jej tego kosza. Dawałem, dawałem i dać nie mogłem
czasami zwyczajnie nie mam tyle odwagi ile powinienem mieć. Nie raz zwyczajnie się cackam z czymś.
   Mam nadzieję że chociaż z Soubim tak nie będzie. Mam nadzieję że będę mieć w sobie tyle odwago by mu powiedzieć co do niego czuje. Bo obawiam się że gdy spojrzę mu prosto w oczy, to zrezygnuje. A tego bym nie chciał.
   Zrobię to dziś, jak tego nie zrobię, to potem będzie mi tylko trudniej.
   Wiatr dziś znowu wieje, za to świeci słońce. Można powiedzieć że idealny dzień na wyznanie komuś miłości.
   Zaciągnę go do parku, pod nasze drzewo. To idealne miejsce, przecież on właśnie tam wyznał mi miłość i złożył ma mych wargach ten pierwszy pocałunek.
   Już to sobie wyobrażam. Wiatr będzie wiał, a jego włosy powiewały. Ja mu spojrzę prosto w oczy i powiem...
  • Ritsuka! Obiad!
   Nie no tego to mu nie powiem...
  • Już idę mamo!
   I mam nadzieję że on mi tego nie odpowie...
   Moja matka jak nigdy postanowiła być normalna. Usiedliśmy i zjedliśmy jak cywilizowani ludzie, bez ojca oczywiście, bo jak by było można inaczej?
   Nie powiem dzisiaj było wyjątkowo miło. Oczywiście jak na standardy mojej rodzinki.
   Tylko kiedy ja się z nim spotkam? Bo dzisiaj niestety odpada, bo przecież mam dużo pracy na studiach. (głupie studia! xD dop. aut.)
   A co jeśli ten lamus, jego współlokator „się nim zajmie?!"
   Ritsuka histeryzujesz, wdech i wydech.
   On się Soubiemu nie podoba. Na moje szczęście. Tak sądzę przynajmniej
choć nie powiem już nie pierwszy raz jestem zazdrosny z powodu tego idioty. Że tez Soubi musi akurat z nim mieszkać...
   Czy na mojej drodze zawsze taki musi się znaleźć?
   Patrzę na zegar, siedemnasta.
   Może ma trochę czasu? Żeby chwilkę popisać?
„Masz trochę czasu?”
   Napisałem. Matko jaki ja jestem głupi...
„Dla ciebie zawsze”
   Kocham jak do mnie piszę jakbym był najważniejszy na świecie, zwyczajnie kocham to bo wtedy się uśmiecham a robię to niezwykle rzadko...
„Znaczy ja ci chciałem tylko życzyć powodzenia, przy tych twoich egzaminach na studia”
   Wypaliłem. No, napisałem zanim pomyślałem co mam napisać. Właśnie takie są tego efekty...
   Dzwoni do mnie...
  • Kłamiesz. - powiedział spokojnie, pewnie się uśmiecha.
   Takie oto oskarżenie usłyszałem gdy przyłożyłem słuchawkę do ucha.
  • Kłamiesz – powtórzył – nie o to ci chodziło kiedy do mnie napisałeś z pytaniem „czy masz czas”, prawda?
  • Dlaczego tak uważasz? - zapytałem zaskoczony (co on jest medium?!)
  • A tak nie jest?
   Kurwa jest, ale ci przecież tego nie powiem!
  • Nie ważne.
   Prychnął.
  • To co chciałeś?
  • A może chciałem zwyczajnie z tobą pogadać? Tak po prosu?
   Chyba go zatkało...
  • Chciałem ci coś powiedzieć. - dodałem.
  • To coś ważnego, prawda?
   Nie no on JEST medium, i koniec kropka!
  • Tak.
  • To może jutro, w naszym parku.
  • Ok.
  • Tam gdzie zawsze.
  • Czyli przy naszym drzewie. - dodałem po czym się z nim rozłączyłem.
   Serce mi bije tak jak by zaraz eksplodować na miliard kawałeczków.

   Około siedemnastej znudziło mi się siedzenie w domu i poszedłem tam gdzie zawsze w nasze magiczne miejsce. Jakie one było puste bez niego, to już nie było to same drzewo.
   Park wyglądał coraz bardziej smętniej. Liście poopadały, kilka dni popadało i to najwidoczniej wystarczyło by zrujnować to piękna miejsce. Teraz nikogo w nim nie było. Tylko sroki i wrony w tym parku. Chyba znowu zacznie padać, świetnie.
   Szedłem tak sobie deptakiem kiedy nagle usłyszałem kłótnię. Podszedłem bliżej, choć nie powinienem, bo co mi do tego? Kłóciło się ze sobą dwóch młodych mężczyzn.
   Gdy podszedłem do nich jeszcze bliżej, myślałem że upadnę. Tam stał Soubi i Lee, jego współlokator.
   Nie zdążyłem podsłuchać ich rozmowy. Zdążyłem tylko zobaczyć...
   Jak...
   Jak się całują...
   Do moich czarnych oczu napłynęły łzy.
  • Mówiłeś że ci się nie podoba! - odwrócił się do mnie, był zdziwiony, dopiero teraz mnie zobaczył. - MÓWIŁEŚ ŻE JESTEM TYLKO JA! - wrzeszczałem.
   Lee patrzył na mnie jak zawsze, z kpiną w oczach
   Soubi podszedł do mnie.
  • To nie tak jak myślisz powiedział – powiedział.
  • Tak?! To jak?! Może mi jeszcze powiesz że wcale się z nim nie całowałeś?!
  • To on mnie całował – sprostował.
  • Soubi proszę, zostaw tego dzieciakia. Widzisz jak on lamentuje? Daruj go sobie wreszcie... Z niego jest taki pies ogrodnika. Nie chce ciebie, ale na to bym był z tobą to się nigdy nie zgodzi...
  • Masz racje – powiedziałem – nie pozwolę ci z nim być – spojrzałem Lee prosto w oczy – bo go kocham.
   Lee patrzył na mnie jak na osobę niespełna rozumu, a Soubi szeroko otwartymi oczami. Wielgachnymi pięknymi gałami.
  • Co ty powiedziałeś? - zapytał Soubi.
   Spojrzałem mu prosto w oczy.
  • Kocham cię.
   Zaczął wiać wiatr.
   Lee zostawił nas samych, chyba stwierdził że jego obecność jest zbędna.
   Patrzyłem Soubiemu prosto w oczy. Do momentu aż zaczęło kropić. Krople deszczu zmywały moje łzy, które w dalszym ciągu leciały z moich oczu.

*** 
Wiem, wiem ta notka mi nie wyszła :c ale spoko Rozdział 5 już się piszę i gwarantuję swoją głową że będzie lepszy ^^

sobota, 6 października 2012

Rozdział 3 - dobranoc


   Jego ciepłe usta które łączyły się z moimi, były inne niż zwykle. Nie były delikatne, były zachłanne. Rozpaczliwie mnie całował, emocje nim targały na wszystkie strony. Ściskał mnie przy tym mocno, jak by się bał że mu się wyrwę.
   Przymknąłem oczy, w całości oddając się rozkoszy. Nie przerywał, widać było mu to potrzebne. Ja byłem mu potrzebny. Oderwałem się w końcu od niego, zabrakło mi powietrza. Oparłem głowę o jego ramię.
  • Przepraszam – powiedział choć wcale nie żałował tego co uczynił. Uśmiechnął się. Był z siebie dumny i zadowolony z tego co zrobił. Jednak taki ideał jakim jest Soubi, musiał przeprosić. Dla samej kultury.
  • Nic się nie stało. - odpowiedziałem mu jeszcze trochę oszołomiony.
   Zamrugałem kilkakrotnie, co nie dodało mi ani grama inteligencji, za to uroku osobistego jak najbardziej.
  • Nie gniewasz się na mnie? - zapytał lekko zdziwiony.
  • Dlaczego miałbym?
  • No nie wiem... - udał że się zastanawia – może dlatego że nigdy nie lubiłeś jak cię całowałem.
   Widać polubiłem to. Nawet nie wiem kiedy stało się to dla mnie przyjemne. Kiedy jego bliskość nie była już dla mnie... kłopotliwa?
  • Dlaczego mam tyle roboty na studiach? Zwłaszcza teraz, jak w końcu dajesz mi się choć trochę?
  • Nie myśl sobie, że zawsze tak będzie! - oburzyłem się.
   On w odpowiedzi się tylko uśmiechnął, penetrując mnie swoimi pięknymi oczami.
  • Nie patrz tak na mnie!
  • Tak to znaczy jak? - droczył się ze mną.
  • Znowu zaczynasz...
  • Co zaczynam? - zapytał mi zmysłowo do ucha na co się zaczerwieniłem.
  • Głupek!
  • Który jest gotowy na twoje rozkazy.
  • Ale tylko te rozsądne... A gdybym kazałbym ci się pocałować?
  • Zrobiłbym to bez wahania.
  • Ale to nie rozsądne, przynajmniej patrząc na dzielące nas lata.
  • A czy miłość jest rozsądna.
  • Nie, ale czy ja ci kazałem ci się w sobie zakochiwać?
  • Miłości się nie wybiera.
   Fakt nikt mu nie kazał. Znaczy Seimei mu kazał ale nie pod tym względem. Kazał mu mnie pokochać, ale jak brata. Ale nikt mu nie kazał się we mnie zakochiwać i on sobie tego nie wybierał.

  • Soubi...? - zapytałem niepewnie – opowiedziałbyś mi skąd znasz Seimeia? - nigdy nie powiem „skąd go znałeś”.
  • Teraz?
  • Tak. Wcześniej jak o to pytałem to mówiłeś że jestem za mały jak na tą historię, więc chcę teraz. Nie jestem już małym dzieckiem, sam powiedziałeś że jestem bardzo dojrzały jak na swój wiek.
  • Oprzyj się o mnie wygodnie, to długa historia. Opowiem ci to w dużym sktócie i tylko to co jest istotne. To było osiem lat temu. Moi rodzice i młodsza siostra zginęli w wypadku samochodowym. Niektórzy krewni nawet chcieli się mną po tym zająć, ale z różnych powodów nie mogli. Jedni dziadkowie już wtedy nie żyli a drudzy mieszkali w domu starców i w związku z tym oni również nie mogli się mną zająć. Takim oto sposobem trafiłem do domu dziecka. Jednak tam z jakiś powodów żywili do mnie wrogość. Raz jak wieczorem szedłem do swojego pokoju, skatowali mnie prawie że na śmierć. Było ze mną naprawdę źle, nawet mam po tym kilka blizn. Myślałem że będzie już po mnie, ale wtedy znalazł mnie Seimei i zajął się mną. Uratował mnie. Nawet nie wiesz jak się cieszyłem że to on tamtą uliczką przechodził. Byłem mu wtedy za to dozgonnie wdzięczny, do dzisiaj jestem, w końcu zawdzięczam mu życie. Wtedy stałem się jego sługą. On ode mnie tego nie wymagał, ale ja czułem się lepiej. Wykonywałem skrupulatnie każde jego polecenie, każde życzenie i każdy rozkaz. Jego słowo było dla mnie wręcz święte.
  • Rozumiem.
  • Nie Ritsuka ty jeszcze nic nie wiesz. Seimei... on mnie pokochał. Nie rozumiałem tego jak może mnie pokochać, jednak oddawałem mu siebie w całości. - spojrzał w moje oczy – Dosłownie. - wywaliłem oczy.
  • Ty z nim...? - słabo zapytałem.
  • Tak. Nie potrafiłem mu odmówić. Jednak cierpiał, bo nie potrafiłem go pokochać, jak on pokochał mnie. Starałem się, ale nie był głupi. Wiedział że jedyne co do niego czuje, to wdzięczność... Tamtej nocy, przed jego śmiercią też się kochaliśmy. Powiedział mi wtedy „Dzisiaj ostatni raz, obiecuje”.
   Patrzyłem na niego wielgachnymi oczami.
   On go kochał. To do niego Seimei wykradał się w nocy. To z nim się spotykał po lekcjach. To nim pachniały jego ubrania.
   Pamiętam to dobrze. Jak z siedem lat temu mój starszy brat był zakochany. Nigdy nie powiedział w kim, ani nie przyprowadził tej osoby do domu. I pamiętam jak pięć lat temu chodził przygnębiony. Mówił że „przez miłość”. Nie byłem ciekawskim dzieckiem, więc ta odpowiedź mi wystarczyła...
   Wtedy to Soubi ranił Seimeia, brakiem miłości. Teraz to ja go ranię. Jakaś sprawiedliwość jednak istnieje.
  • Chciałem byś o tym wiedział. Jednak zwlekałem z tym bo obawiałem się że nie zrozumiesz... Chcę ci jeszcze w tym temacie powiedzieć że on mi nie był obojętny. Był dla mnie ważny, ale nie w taki sposób w jaki chciał.
   Pokiwałem twierdząco na znak że rozumiem.
   Ale skoro Seimei go pokochał, to może ja też mógłbym go pokochać...? Ale to wyglądało jak bym na siłę chciał upodobnić się o brata. W zasadzie tak jest... ale nie powinienem go kochać, tylko dlatego że Seimei go kochał. To nie było by fair, i Soubi też by tak nie chciał. Z pewnością...

  • Ritsuka?
  • Hm?
  • Chyba powinniśmy się zbierać. Ściemnia się, a ty jeszcze nie odrobiłeś lekcji na jutro. - moja własna matka tak mi nie przymula, jeśli chodzi o szkołę, jak Soubi.
  • Rany... Brzmisz jak Seimei sprzed laty.
  • Wstajemy! - potrząsnął mną lekko.
   Niechętnie wstałem z jego ciepłych, miękkich kolan. Szkoda, bo była na nich tak ciepło, miło i przyjemnie. I te jego ciepłe ramiona. Chciałbym w nich zasypiać, i budzić się w nich. Chwila! Co ja właśnie pomyślałem?! Ja chyba oszalałem na jego punkcie... Ale nie pod tym względem!

   Szliśmy przez ulicę na której mieszkałem. Słońce właśnie zachodziło, okna pobliskich domów były od niego pomarańczowe. Lekko wiał wiatr kołysząc już prawie ogołoconymi z liści koronami drzew.
   Całą drogę szliśmy bez słowa, jednak trzymaliśmy się za ręce. Nie powiem jest to całkiem słodkie, i zważywszy na pogodę jest też trochę romantyczne. Jednak cieszę się że żaden z sąsiadów nas nie widzi.
   Patrzył ma nie tym swoim nieprzeniknionym spojrzeniem, z nutką... czegoś. Czegoś, czego jeszcze nie znam.

   Czy wyjawienie komuś swoich sekretów to oznacza miłość? Nawet miłość czysto przyjacielską? Bo przyjaciela się kocha, może dlatego wyjawia mu się różne sekrety?
   Przyjacielska miłość jest prawie zawsze odwzajemniona. Dlatego przyjaciele nie cierpią przez nie szczęśliwą miłość. Do czasu oczywiście, jak jedno z nich się w drugim nie zakocha. Jednak wtedy ze względu na ich przyjacielską miłość ta zakochana osoba z reguły nie mówi o swoich uczuciach, by nie ranić tej pierwszej.
   Krótko mówiąc przez miłość się cierpi, nawet przyjacielską.
   Nie chcę żeby Soubi przez mnie cierpiał. Nie zasłużył sobie na to. Szkoda że pokochał właśnie mnie. Dlaczego to musiałem być ja? Jest tyle osób na tym świecie. Jest tylu ciekawych i interesujących ludzi z którymi studiuje, i z którymi nie wątpliwie miałby o czym pogadać. Nie to co ze mną. I ze wszystkich ludzi na świecie, trafiło ma mnie. Nie powiem powinienem czuć się z tego powodu jakoś wyróżniony. Ale nie jestem.
   A on nie skarży się na swój los. Patrzy na mnie i uśmiecha się, pewnie ma skrytą nadzieję że go pokocham.
   Doszliśmy w końcu pod mój dom.
  • Dobranoc Risuka – powiedział i pocałował mnie w sam środek czoła.
Chciał już odejść, jednak ja mu na to nie pozwoliłem. Przytuliłem się do niego i trzymałem go mocno. Z jakiś tajemniczych powodów których sam nie rozumiem, nie mogłem pozwolić mu tak zwyczajnie odejść.
  • Ritsuka...
  • Soubi, ja nie chcę byś odchodził. - wypaliłem bez zastanawia całą prawdę.
   Patrzył ma mnie ze zdziwieniem w oczach.
  • Soubi, nie zostawiaj mnie. - poprosiłem go swoim dziecięco-dziewczęcym głosem.
   Z każdym moim zdaniem coraz bardziej nie wiedział co ma powiedzieć, i przy tym jego mina była coraz bardziej zdziwiona, jak nigdy.
  • Idź ze mną na górę – nawet nie zastanowiłem się nad tym jak to brzmi, oraz nad tym co bym zrobił jak któryś z moich sąsiadów by to usłyszał.
  • Nie mogę przecież wejść do ciebie drzwiami. Zapomniałeś?
  • Mówisz tak jak byś kiedykolwiek wchodził do mnie drzwiami.
  • A gdzie będę spał? - zapytał szukając jakiegokolwiek argumentu aby tylko nie iść ze mną na górę.
  • Ze mną na łóżku. Przecież mam duże dwuosobowe łóżko, zmieścisz się.
   Gdy wyrosłem z mojego małego łóżeczka dziecinnego, rodzice wstawili do mojego pokoju ich stare łózko małżeńskie. Pewnie szkoda im było ma mnie kasy. I też swoją droga jak bym miał więcej lat, niż wtedy kiedy je tam wstawiali to pewnie bym zaprotestował, no wiecie... spać na łóżku na którym zostało się poczętym... No cóż, przynajmniej będzie z tego jakiś pożytek.
   Patrzył ma mnie z niedowierzaniem w oczach.
  • Nie spóźnisz się na zajęcie, przecież masz na dziesiątą. Proszę! Zgódź się! - prosiłem go jak tylko ja potrafiłem, wlepiając w niego moje czarne jak atrament oczy. Sam nie wiem dlaczego tak go o to prosiłem.
  • Czy to jest rozkaz? - zapytał.
  • A muszę ci rozkazywać? Nie musisz przecież dostawać ode mnie rozkazów żeby coś zrobić. Proszę, nie każ mi sobie rozkazywać. Ten jeden raz, zrób coś dla mnie z własnej woli!
   Patrzył na mnie jak bym był zagadką. Jednak chyba postanowił mnie rozwiązać to zaczął się wspinać po piorunochronie.
   Rzuciłem się do wejścia. Powiedziałem krótkie „cześć” w stronę rodziców. Mama patrzyła pustym wzrokiem na ekran telewizora. Darowała sobie dzisiaj mordercze spojrzenie w moją stronę.

  O już stał w moim pokoju. W ciemności, pod oknem.
W pokoju panował półmrok, co nadawało nie wątpliwie atmosfery.
   I właśnie teraz zdałem sobie sprawę z tego co zrobiłem. Po co ja go w ogóle zapraszałem? Co ja będę z nim robił? Co mi odbiło tak w ogóle?

   Co ja najlepszego narobiłem? Nie powiem, wieczór jest całkiem przyjemny.   Pomógł mi odrobić lekcje, zjedliśmy razem kolacje, oczywiście w moim pokoju, grzecznie czekał ma mnie kiedy poszedłem wziąć prysznic. Potem obejrzeliśmy jakiś głupi amerykański fil, aż w końcu nieuchronnie nadszedł czas snu.
   Ubrałem się w swoją ulubioną granatową piżamę, jednak on z racji nie posiadania żadnej alternatywy położył się koło mnie w bokserkach. Nawet nie wiem w jakim są one kolorze, boją się tam spojrzeć.
   Ciemny, pusty pokój. Tylko ja, on i moje łóżko. Leżymy po dwóch przeciwnych stronach.
   Nie ma mowy, nie zasnę. Jego obecność mnie rozprasza. Leże cały odrętwiały i aż boję się spojrzeć w jego stronę.
  • Ritsuka, nie możesz spać?
  • No... tak. - nie ma to jak wyczerpujące odpowiedzi.
   Przysunął się bliżej. Wsunął rękę pod moją głowę, a druga objął mnie w pasie. Teraz to na bank nie zasnę.
  • Ritsuka, spróbuj zasnąć. - uważaj bo się uda.
  • Łatwo ci to powiedzieć.
  • Mi przy tobie też nie jest łatwo zasnąć – domyślam się.
   Na chwilę w pokoju nastała cisza, znowu cisza. Jednak pojawiła się by Soubi znowu do mnie przemówił, tym swoim niebiańskim głosem który kocham.
  • Ritsuka?
  • Hm?
  • Dlaczego chciałeś żebym u ciebie nocował?
   A żebym ja to wiedział... Jednak coś powiedzieć mu trzeba...
  • No bo... - wymyśl cokolwiek i tak nie będzie w to wnikał – chciałem dostać od ciebie całusa na dobranoc.
   Rozbawiłem go tym. Nie dziwię się. Czy ze wszystkich rzeczy, akurat to mi musiało wpaść do głowy?!
  • Skoro tylko po to naraziłeś nas obu na bezsenną noc... to chyba byłoby szkoda, gdybym ci tego całusa nie dał. - powiedział i złożył na moich ustach czułego całusa.
   Chwila, co?! Ja tu chyba czegoś nie rozumiem. Dałem mu szanse, mógł mnie pocałować, jak mu się tylko podobało. A on? On mnie cmoknął. Choć spodziewałem się po nim choć ciut głębszego pocałunku i miałem ku temu powody. Przecież to Soubi!Czy on jest chory?
   Patrzyłem na niego wielkimi oczami.
   Przyłożyłem mu rękę do czoła w celu sprawdzenia temperatury. Jak jest chory, to chyba warto sprawdzić, jak by co przyniosę mu aspirynę czy coś w tym stylu.
  • Ritsuka, co robisz?
  • Sprawdzam czy nie masz przypadkiem gorączki.
  • To widzę, ale po co?
   I w tym oto momencie, zatkało mnie. Co ja mam mu niby powiedzieć, co? Że liczyłem na namiętny pocałunek, a dostałem zwykłego całusa który mnie ani trochę nie usatysfakcjonował? Chwila, co? Przecież ja to sobie wymyśliłem na biegu, wcale tego nie chciałem. A może chciałem i dlatego to mi przyszło do głowy...
   Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem że tak ja tego chciałem, i za nic się do tego nie przyznam! No tylko przed samym sobą.
   Tak chciałem żeby mnie pocałował. On to tak cudownie robi, nie wiem czy dobrze bo nie mam porównania, ale mi się podoba.
   Popatrzyłem w jego piękne oczy. Skoro i tak już sam przed sobą przyznałem że chcę by mnie całował, to może warto wykorzystać że jest tu teraz przy mnie?
   „Raz się żyje” pomyślałem i złożyłem na jego ustach pierwszy pocałunek w moim życiu. 

***
Dobrze, a więc jesteśmy już po trzeciej notce, a tu komentarzy brak :c proszę was o nie i o szczere opinie na temat moich notek... Z resztą piszcie cokolwiek, nawet coś całkiem bez sensu (ja potrafię zrozumieć ludzi nie zrozumiałych, więc to jakby nie robi mi problemu więc (x2 więc xD) nie przejmuj się tym jeśli obawiasz się że cię nie zrozumiem bo i tak pewnie będę wiedziała o co chodzi^^)

wtorek, 2 października 2012

Rozdział 2 - park


   Budzik zadzwonił. To już ranek. Dziś jest poniedziałek. Znowu szkoła. Nie to że jej nie lubię, oceny mam całkiem, całkiem zresztą rodzicom to i tak wszystko jedno czy zdam czy nie, więc się mnie o nie nie czepiają.
   Jest tam jednak moja wychowawczyni, która jak by to ująć? „Za bardzo się mną interesuje” Chce jak najwięcej o mnie wiedzieć. Chce odkryć co Soubi w którym się skrycie podkochuje we mnie widzi. On nie jest głupia, szybko się skapnęła co się kręci.
   Jest tam również moja koleżanka, jedyna jaką mam. Cała reszta dziewczyn zwyczajnie się mnie boi. Yuiko z kolei, bo tak jej na imię, się we mnie podkochuje. Nie udaję nawet że jest inaczej. Taak, jest moją jedyną koleżanką i w dodatku jedyną w klasie która nawet nie podejrzewa o nic w stosunku do mnie ze strony Soubiego. Ona albo jest ślepa, albo głupia, a jako że obydwie opcje są bardzo prawdopodobne to aż boję się odkryć która jest prawdziwa.
   W szkole zawsze siedzę w ostatniej ławce, na bakier trochę jestem. Na ogół mam gdzieś nauczycieli, jednak nie sprawiam im problemów. Nie gadam na lekcji, bo z kim? Nie rzucam papierkami, bo nie mam wrogów, również nie mam po co rzucać. Przeważnie siedzę w ławce i piszę żeby nie było że nic nie robię.    Na lekcjach często rozmyślam o wszystkim i o niczym.
   Przeważnie myślę o Soubim. O jego długich blond włosach. I o tym jego nieprzeniknionym spojrzeniu. O tym jak wygląda gdy ma włosy związane w wysokiego koka. O tym jak wygląda z okularami i bez nich. On jest śliczny to fakt.   Ale chyba nie powinienem tak często o nim rozmyślać.
   Lekcje w końcu się skończyły. Boże, jakie nudy.
   Przy bramie stał Soubi. Czekał na mnie jak zawsze z papierosem w ręku.
  • Mówiłem ci żebyś tutaj nie przychodził.
  • Mówiłeś, ale czy ja kiedykolwiek cię posłuchałem?
  • Nie, a powinieneś, przecież musisz spełniać moje rozkazy.
  • Tak ale tylko te sensowne.
   Jakby prośba o nieprzychodzenie pod moją szkołę ze względu na wychowawczynię była bezsensowna.
  • O tym nigdy nie wspominałeś. - wytknąłem mu.
  • Być może masz rację. - nie kłócił się ze mną, wyją ca to paczkę papierosów w celu wzięcia kolejnego.
  • Mówiłem ci żebyś nie palił przy szkole.
  • Mówiłeś. Tak sam jak ja mówiłem że możesz do mnie zadzwonić zawsze o każdej porze dnia i nocy, a i tak nigdy nie zadzwoniłeś... nawet nie napisałeś – dodał po chwili.
  • Jeśli sprawi ci to taką wielką przyjemność to dzisiaj do ciebie napiszę.
  • Tak, chcę – uśmiechnął się do mnie – ale chcę też spędzić tochę czasu z tobą, Ritsuka.
   Ucieszyłem się. To lepsza alternatywa niż siedzenie cały dzień w domu.
  • Wezmę tylko aparat i idziemy! - powiedziałem gdy szliśmy w kierunku mojego domu.
   Lubię robić zdjęcia, bo są dowodem, utrwalają daną chwilę. Uważam że wspomnienia zanikają, jeśli nie mamy czegoś co by nam przypominało daną chwilą. Dziś pomimo iż mam całą półkę z albumami z jego zdjęciami żałuję że nie mam ich więcej. Żałuję że nie zawsze zabierałem ze sobą aparat kiedy razem gdzieś wychodziliśmy. Mam w pewien sposób niedosyt zdjęć Seimeia. Jednak nie mam ani jednego zdjęcia moich rodziców. Nie zależy mi na posiadaniu zdjęć tych osób. Wiążą mnie z nimi tylko więży genetyczne, nic poza tym.
   Idziemy przez park. Jest naprawdę pięknie, pomimo że już jest jesień.
   Lubię przyrodę. Nie należy do nikogo, jest niezależna. Nie potrzebuje kogoś by być. Jest piękna i silna, pozostawiona sama sobie.
   Podziwiam ludzi niezależnych. Podziwiam Soubiego, który nie potrzebuje nikogo. Oprócz mnie, tak mi powiedział.
   Nic nigdy mi nie mówił o swoich rodzicach. Nie ma rodzeństwa, tak mi się przynajmniej wydaję. Ma tylko mnie i swojego kolegę ze studiów, z którym mieszka. Powiem szczeże, nie przepadam za tym gościem. Nie dlatego że na każdym kroku klei się do Soubiego, bo co mi do tego? Ale ma coś w sobie co mnie od niego odpycha.
   Jednak nie lubię świadomości że, że za tymi zamkniętymi drzwiami ich pokoju, on się dobiera do Soubiego. Nie to że mnie to obchodzi co oni tam ze sobą robią!  Ale co jak Soubi da się omotać tej ślicznej twarzyczce tego blondasa?!... nie no nie jest aż tak głupi... Po swoim wyglądzie wnioskuje że gustuje on jednak w szatynach. O czym ja myślę...

   A teraz znowu siedzę w szkolnej ławce, ostatniej w środkowym rzędzie, czyli tam gdzie zawsze. Przede mną siedzi Yuiko, co chwila się do mnie odwraca. Kiedy ta dziewczyna sobie daruje?
   Nauczycielka nieporadnie ucisza klasę. Na dobrą sprawę chyba nigdy jej się to nie udało.
   Dostałem esemesa. Dobrze że wyciszyłem telefon. Od Soubiego:
„Jesteś w szkole?”
   Bez zastanowienia odpisałem:
„tak”
„szkoda”
   Odpisał prawie od razu. „Ja też tego żałuję” pomyślałem patrząc po klasie.
„o której kończysz?”
   Napisał.
„Za dwadzieścia minut”
   Po co się będę bawił w godzinki? I tak chodzi mu o to za ile kończę, a nie o której. Przyjdzie po mnie...
„przyjdę po ciebie”
   Kto by się tego spodziewał?
   W sumie to dobrze że po mnie przyjdzie. Może znowu razem posiedzimy w parku? Kocham tam z nim siedzieć, zresztą on też. Sadza mnie wtedy sobie na kolanach i przeważnie całuję... Czyli robi coś czego ja z kolei nie lubię! Choć z drugiej strony jest to całkiem przyjemne... Co ja to mam jakieś rozdwojenie jaźni?! Powiedziałem! Nie lubię tak to robi i basta! Pomimo że jest to przyjemne, to nie nie lubię!
   Dzwonek zadzwonił.
  • Ritsuka! Chciałbyś może... - zaczęła nieśmiało dziewczyna. Pewnie sporo ją to kosztowało.
  • Nie mogę. - trochę niegrzecznie jej przerwałem. Trochę?
  • Soubi? - zapytała zawiedziona.
  • Tak.
   Wyszliśmy ze szkoły. Stoi. Oparty o bramę z papierosem w ręku.
   Ubrany był w golf w kolorze beżu, który przylegał do jego ciała. Do tego miał na sobie jasnoniebieskie rurki i czarne trampki. Wyglądał dobrze, jak zawsze zresztą.
   I te jego rozpuszczone długie blond włosy... i okulary które dodają mu powagi.
   Na mój widok uśmiechnął się lekko.
  • Witaj Ritsuka.
  • C-cześć. - zarumieniłem się lekko
   Dookoła nas stało stadko nastolatek które patrzyły na Soubiego wygłodniałym wzrokiem niczym pies na kość. Wszystkie sobie wmówiły że jestem jego młodszym bratem, dlatego niektóre do mnie zagadywały do mnie w celu zbliżenia się do „mojego brata”.
   W końcu ruszyliśmy. W ciszy szliśmy w kierunku naszego ulubionego parku, nawet nie uzgadnialiśmy tego ze sobą.
  Bez słowa weszliśmy pod koronę naszego ulubionego drzewa. Bez szemrania usiadłem na jego kolanach, i tak bym na nich wylądował.
   Przytulił mnie do siebie, tak dawno tego nie robił. Słodki zapach jego perfum drażnił moje nozdrza , a spokojne bicie jego serca uspakajało mnie.
   Wtuliłem się w niego jeszcze bardziej. Ciepło.
   Zimny jesienny wiatr utrzymuje się od tygodnia. Nie zapowiada się na poprawę.
  • Nie jest ci zimno? - zapytał czule.
   On tak samo dobrze jak ja wie że jestem „zimnokrwisty”.
  • Nie to ty przecież siedzisz na ziemi. - wyszczerzyłem do niego moją klawiaturę.
   Odwzajemnił mój uśmiech jednak prawie od razu spoważniał. Szkoda, bo ślicznie się uśmiecha. Zwłaszcza do mnie...
  • Nie mogę do ciebie przychodzić w tym tygodniu. - oznajmił krótko.
  • Dlaczego?! - spanikowałem. Czy postanowił w końcu dać sobie spokój? Czy w końcu znudziło mu się uganianie za mną?
  • Mam sporo roboty na studiach.
  • A – wyrwało mi się. Muszę mieć strasznie inteligentny wyraz twarzy, bo zaczął się ze mnie śmiać.
  • Jak ty słodko wyglądasz... cóż się dziwić, przecież jesteś jeszcze dzieckiem...
  • Jakim dzieckiem! Chodzę do drugiej gimnazjum! - nie jestem aż tak malutki, żeby mnie dzieckiem nazywać!
  • Dobra, niech ci będzie, nastolatkiem o dziecinnym wyrazie twarzy.
  • Skoro jestem takim dzieckiem, to dlaczego ci się podobam? Czyżbyś był pedofilem? - zapytałem prawie poważnie, w sumie to to pytanie chyba powinno paść dawno.
  • Ritsuka – spojrzał mi w oczy. Ach te jego oczy, one mącą mi w głowie... - ty tylko z wyglądu jesteś dzieckiem, za to jesteś bardzo dojrzały emocjonalnie. Może nawet tak samo jak ja?
   Zarumieniłem się. Nie powiem, miło mi jest to słyszeć z jego ust.
  • Ach gdybyś miał jakiś wpływ na swoje rumieńce, to zabroniłbym ci się przy mnie rumienić.
  • Dlaczego? To przecież naturalne. - puścił jednak moją uwagę mimo uszu i zaczął odpowiadać na moje pytanie.
  • Dlaczego? Bo jesteś słodki jak wisienka na torcie. Mam ochotę cię skosztować, delektować się twoimi ustami...
   On potrafi mówić jak nikt inny! Cóż powiedzieć, student literatury Japońskiej. Ile on się naczytał i napisał poematów i wierszy... ten romantyzm musiał mu się w końcu udzielić.
   Soubi nie potrafi powiedzieć zwyczajnie „fajnie” on powie „podoba mi się”, on nie powie zwyczajnie „cześć” za to usłyszysz „dzień dobry” albo „witaj” ZAWSZE!
   On ma klasę i piękny charakter oraz gust. Ma własne niepowtarzalne zdanie na każdy temat, nie zależy mu na opinii onnych. Jedyną opinią z którą się liczy jest moja.
   I te jego oczy! Wpatrzone we mnie jak w obrazek! Zawsze rozmarzone i szczęśliwe z mojej obecności. Znowu się we mnie wpatruje. W moje oczy, czarne jak węgiel.
  • Przepraszam – szepnął mi do ucha.
   Nie wiedziałem o co mu chodzi, do momentu w którym mnie pocałował.

***
Po raz kolejny roszę was, moich czytelników (mam nadzieję że istniejecie tak w ogóle xD ) o komentarze! no bo ja nie wiem czy to jest dobre czy nadaje się do d... kosza znaczy się :D dlatego, piszcie, piszcie, piszcie!