sobota, 6 października 2012

Rozdział 3 - dobranoc


   Jego ciepłe usta które łączyły się z moimi, były inne niż zwykle. Nie były delikatne, były zachłanne. Rozpaczliwie mnie całował, emocje nim targały na wszystkie strony. Ściskał mnie przy tym mocno, jak by się bał że mu się wyrwę.
   Przymknąłem oczy, w całości oddając się rozkoszy. Nie przerywał, widać było mu to potrzebne. Ja byłem mu potrzebny. Oderwałem się w końcu od niego, zabrakło mi powietrza. Oparłem głowę o jego ramię.
  • Przepraszam – powiedział choć wcale nie żałował tego co uczynił. Uśmiechnął się. Był z siebie dumny i zadowolony z tego co zrobił. Jednak taki ideał jakim jest Soubi, musiał przeprosić. Dla samej kultury.
  • Nic się nie stało. - odpowiedziałem mu jeszcze trochę oszołomiony.
   Zamrugałem kilkakrotnie, co nie dodało mi ani grama inteligencji, za to uroku osobistego jak najbardziej.
  • Nie gniewasz się na mnie? - zapytał lekko zdziwiony.
  • Dlaczego miałbym?
  • No nie wiem... - udał że się zastanawia – może dlatego że nigdy nie lubiłeś jak cię całowałem.
   Widać polubiłem to. Nawet nie wiem kiedy stało się to dla mnie przyjemne. Kiedy jego bliskość nie była już dla mnie... kłopotliwa?
  • Dlaczego mam tyle roboty na studiach? Zwłaszcza teraz, jak w końcu dajesz mi się choć trochę?
  • Nie myśl sobie, że zawsze tak będzie! - oburzyłem się.
   On w odpowiedzi się tylko uśmiechnął, penetrując mnie swoimi pięknymi oczami.
  • Nie patrz tak na mnie!
  • Tak to znaczy jak? - droczył się ze mną.
  • Znowu zaczynasz...
  • Co zaczynam? - zapytał mi zmysłowo do ucha na co się zaczerwieniłem.
  • Głupek!
  • Który jest gotowy na twoje rozkazy.
  • Ale tylko te rozsądne... A gdybym kazałbym ci się pocałować?
  • Zrobiłbym to bez wahania.
  • Ale to nie rozsądne, przynajmniej patrząc na dzielące nas lata.
  • A czy miłość jest rozsądna.
  • Nie, ale czy ja ci kazałem ci się w sobie zakochiwać?
  • Miłości się nie wybiera.
   Fakt nikt mu nie kazał. Znaczy Seimei mu kazał ale nie pod tym względem. Kazał mu mnie pokochać, ale jak brata. Ale nikt mu nie kazał się we mnie zakochiwać i on sobie tego nie wybierał.

  • Soubi...? - zapytałem niepewnie – opowiedziałbyś mi skąd znasz Seimeia? - nigdy nie powiem „skąd go znałeś”.
  • Teraz?
  • Tak. Wcześniej jak o to pytałem to mówiłeś że jestem za mały jak na tą historię, więc chcę teraz. Nie jestem już małym dzieckiem, sam powiedziałeś że jestem bardzo dojrzały jak na swój wiek.
  • Oprzyj się o mnie wygodnie, to długa historia. Opowiem ci to w dużym sktócie i tylko to co jest istotne. To było osiem lat temu. Moi rodzice i młodsza siostra zginęli w wypadku samochodowym. Niektórzy krewni nawet chcieli się mną po tym zająć, ale z różnych powodów nie mogli. Jedni dziadkowie już wtedy nie żyli a drudzy mieszkali w domu starców i w związku z tym oni również nie mogli się mną zająć. Takim oto sposobem trafiłem do domu dziecka. Jednak tam z jakiś powodów żywili do mnie wrogość. Raz jak wieczorem szedłem do swojego pokoju, skatowali mnie prawie że na śmierć. Było ze mną naprawdę źle, nawet mam po tym kilka blizn. Myślałem że będzie już po mnie, ale wtedy znalazł mnie Seimei i zajął się mną. Uratował mnie. Nawet nie wiesz jak się cieszyłem że to on tamtą uliczką przechodził. Byłem mu wtedy za to dozgonnie wdzięczny, do dzisiaj jestem, w końcu zawdzięczam mu życie. Wtedy stałem się jego sługą. On ode mnie tego nie wymagał, ale ja czułem się lepiej. Wykonywałem skrupulatnie każde jego polecenie, każde życzenie i każdy rozkaz. Jego słowo było dla mnie wręcz święte.
  • Rozumiem.
  • Nie Ritsuka ty jeszcze nic nie wiesz. Seimei... on mnie pokochał. Nie rozumiałem tego jak może mnie pokochać, jednak oddawałem mu siebie w całości. - spojrzał w moje oczy – Dosłownie. - wywaliłem oczy.
  • Ty z nim...? - słabo zapytałem.
  • Tak. Nie potrafiłem mu odmówić. Jednak cierpiał, bo nie potrafiłem go pokochać, jak on pokochał mnie. Starałem się, ale nie był głupi. Wiedział że jedyne co do niego czuje, to wdzięczność... Tamtej nocy, przed jego śmiercią też się kochaliśmy. Powiedział mi wtedy „Dzisiaj ostatni raz, obiecuje”.
   Patrzyłem na niego wielgachnymi oczami.
   On go kochał. To do niego Seimei wykradał się w nocy. To z nim się spotykał po lekcjach. To nim pachniały jego ubrania.
   Pamiętam to dobrze. Jak z siedem lat temu mój starszy brat był zakochany. Nigdy nie powiedział w kim, ani nie przyprowadził tej osoby do domu. I pamiętam jak pięć lat temu chodził przygnębiony. Mówił że „przez miłość”. Nie byłem ciekawskim dzieckiem, więc ta odpowiedź mi wystarczyła...
   Wtedy to Soubi ranił Seimeia, brakiem miłości. Teraz to ja go ranię. Jakaś sprawiedliwość jednak istnieje.
  • Chciałem byś o tym wiedział. Jednak zwlekałem z tym bo obawiałem się że nie zrozumiesz... Chcę ci jeszcze w tym temacie powiedzieć że on mi nie był obojętny. Był dla mnie ważny, ale nie w taki sposób w jaki chciał.
   Pokiwałem twierdząco na znak że rozumiem.
   Ale skoro Seimei go pokochał, to może ja też mógłbym go pokochać...? Ale to wyglądało jak bym na siłę chciał upodobnić się o brata. W zasadzie tak jest... ale nie powinienem go kochać, tylko dlatego że Seimei go kochał. To nie było by fair, i Soubi też by tak nie chciał. Z pewnością...

  • Ritsuka?
  • Hm?
  • Chyba powinniśmy się zbierać. Ściemnia się, a ty jeszcze nie odrobiłeś lekcji na jutro. - moja własna matka tak mi nie przymula, jeśli chodzi o szkołę, jak Soubi.
  • Rany... Brzmisz jak Seimei sprzed laty.
  • Wstajemy! - potrząsnął mną lekko.
   Niechętnie wstałem z jego ciepłych, miękkich kolan. Szkoda, bo była na nich tak ciepło, miło i przyjemnie. I te jego ciepłe ramiona. Chciałbym w nich zasypiać, i budzić się w nich. Chwila! Co ja właśnie pomyślałem?! Ja chyba oszalałem na jego punkcie... Ale nie pod tym względem!

   Szliśmy przez ulicę na której mieszkałem. Słońce właśnie zachodziło, okna pobliskich domów były od niego pomarańczowe. Lekko wiał wiatr kołysząc już prawie ogołoconymi z liści koronami drzew.
   Całą drogę szliśmy bez słowa, jednak trzymaliśmy się za ręce. Nie powiem jest to całkiem słodkie, i zważywszy na pogodę jest też trochę romantyczne. Jednak cieszę się że żaden z sąsiadów nas nie widzi.
   Patrzył ma nie tym swoim nieprzeniknionym spojrzeniem, z nutką... czegoś. Czegoś, czego jeszcze nie znam.

   Czy wyjawienie komuś swoich sekretów to oznacza miłość? Nawet miłość czysto przyjacielską? Bo przyjaciela się kocha, może dlatego wyjawia mu się różne sekrety?
   Przyjacielska miłość jest prawie zawsze odwzajemniona. Dlatego przyjaciele nie cierpią przez nie szczęśliwą miłość. Do czasu oczywiście, jak jedno z nich się w drugim nie zakocha. Jednak wtedy ze względu na ich przyjacielską miłość ta zakochana osoba z reguły nie mówi o swoich uczuciach, by nie ranić tej pierwszej.
   Krótko mówiąc przez miłość się cierpi, nawet przyjacielską.
   Nie chcę żeby Soubi przez mnie cierpiał. Nie zasłużył sobie na to. Szkoda że pokochał właśnie mnie. Dlaczego to musiałem być ja? Jest tyle osób na tym świecie. Jest tylu ciekawych i interesujących ludzi z którymi studiuje, i z którymi nie wątpliwie miałby o czym pogadać. Nie to co ze mną. I ze wszystkich ludzi na świecie, trafiło ma mnie. Nie powiem powinienem czuć się z tego powodu jakoś wyróżniony. Ale nie jestem.
   A on nie skarży się na swój los. Patrzy na mnie i uśmiecha się, pewnie ma skrytą nadzieję że go pokocham.
   Doszliśmy w końcu pod mój dom.
  • Dobranoc Risuka – powiedział i pocałował mnie w sam środek czoła.
Chciał już odejść, jednak ja mu na to nie pozwoliłem. Przytuliłem się do niego i trzymałem go mocno. Z jakiś tajemniczych powodów których sam nie rozumiem, nie mogłem pozwolić mu tak zwyczajnie odejść.
  • Ritsuka...
  • Soubi, ja nie chcę byś odchodził. - wypaliłem bez zastanawia całą prawdę.
   Patrzył ma mnie ze zdziwieniem w oczach.
  • Soubi, nie zostawiaj mnie. - poprosiłem go swoim dziecięco-dziewczęcym głosem.
   Z każdym moim zdaniem coraz bardziej nie wiedział co ma powiedzieć, i przy tym jego mina była coraz bardziej zdziwiona, jak nigdy.
  • Idź ze mną na górę – nawet nie zastanowiłem się nad tym jak to brzmi, oraz nad tym co bym zrobił jak któryś z moich sąsiadów by to usłyszał.
  • Nie mogę przecież wejść do ciebie drzwiami. Zapomniałeś?
  • Mówisz tak jak byś kiedykolwiek wchodził do mnie drzwiami.
  • A gdzie będę spał? - zapytał szukając jakiegokolwiek argumentu aby tylko nie iść ze mną na górę.
  • Ze mną na łóżku. Przecież mam duże dwuosobowe łóżko, zmieścisz się.
   Gdy wyrosłem z mojego małego łóżeczka dziecinnego, rodzice wstawili do mojego pokoju ich stare łózko małżeńskie. Pewnie szkoda im było ma mnie kasy. I też swoją droga jak bym miał więcej lat, niż wtedy kiedy je tam wstawiali to pewnie bym zaprotestował, no wiecie... spać na łóżku na którym zostało się poczętym... No cóż, przynajmniej będzie z tego jakiś pożytek.
   Patrzył ma mnie z niedowierzaniem w oczach.
  • Nie spóźnisz się na zajęcie, przecież masz na dziesiątą. Proszę! Zgódź się! - prosiłem go jak tylko ja potrafiłem, wlepiając w niego moje czarne jak atrament oczy. Sam nie wiem dlaczego tak go o to prosiłem.
  • Czy to jest rozkaz? - zapytał.
  • A muszę ci rozkazywać? Nie musisz przecież dostawać ode mnie rozkazów żeby coś zrobić. Proszę, nie każ mi sobie rozkazywać. Ten jeden raz, zrób coś dla mnie z własnej woli!
   Patrzył na mnie jak bym był zagadką. Jednak chyba postanowił mnie rozwiązać to zaczął się wspinać po piorunochronie.
   Rzuciłem się do wejścia. Powiedziałem krótkie „cześć” w stronę rodziców. Mama patrzyła pustym wzrokiem na ekran telewizora. Darowała sobie dzisiaj mordercze spojrzenie w moją stronę.

  O już stał w moim pokoju. W ciemności, pod oknem.
W pokoju panował półmrok, co nadawało nie wątpliwie atmosfery.
   I właśnie teraz zdałem sobie sprawę z tego co zrobiłem. Po co ja go w ogóle zapraszałem? Co ja będę z nim robił? Co mi odbiło tak w ogóle?

   Co ja najlepszego narobiłem? Nie powiem, wieczór jest całkiem przyjemny.   Pomógł mi odrobić lekcje, zjedliśmy razem kolacje, oczywiście w moim pokoju, grzecznie czekał ma mnie kiedy poszedłem wziąć prysznic. Potem obejrzeliśmy jakiś głupi amerykański fil, aż w końcu nieuchronnie nadszedł czas snu.
   Ubrałem się w swoją ulubioną granatową piżamę, jednak on z racji nie posiadania żadnej alternatywy położył się koło mnie w bokserkach. Nawet nie wiem w jakim są one kolorze, boją się tam spojrzeć.
   Ciemny, pusty pokój. Tylko ja, on i moje łóżko. Leżymy po dwóch przeciwnych stronach.
   Nie ma mowy, nie zasnę. Jego obecność mnie rozprasza. Leże cały odrętwiały i aż boję się spojrzeć w jego stronę.
  • Ritsuka, nie możesz spać?
  • No... tak. - nie ma to jak wyczerpujące odpowiedzi.
   Przysunął się bliżej. Wsunął rękę pod moją głowę, a druga objął mnie w pasie. Teraz to na bank nie zasnę.
  • Ritsuka, spróbuj zasnąć. - uważaj bo się uda.
  • Łatwo ci to powiedzieć.
  • Mi przy tobie też nie jest łatwo zasnąć – domyślam się.
   Na chwilę w pokoju nastała cisza, znowu cisza. Jednak pojawiła się by Soubi znowu do mnie przemówił, tym swoim niebiańskim głosem który kocham.
  • Ritsuka?
  • Hm?
  • Dlaczego chciałeś żebym u ciebie nocował?
   A żebym ja to wiedział... Jednak coś powiedzieć mu trzeba...
  • No bo... - wymyśl cokolwiek i tak nie będzie w to wnikał – chciałem dostać od ciebie całusa na dobranoc.
   Rozbawiłem go tym. Nie dziwię się. Czy ze wszystkich rzeczy, akurat to mi musiało wpaść do głowy?!
  • Skoro tylko po to naraziłeś nas obu na bezsenną noc... to chyba byłoby szkoda, gdybym ci tego całusa nie dał. - powiedział i złożył na moich ustach czułego całusa.
   Chwila, co?! Ja tu chyba czegoś nie rozumiem. Dałem mu szanse, mógł mnie pocałować, jak mu się tylko podobało. A on? On mnie cmoknął. Choć spodziewałem się po nim choć ciut głębszego pocałunku i miałem ku temu powody. Przecież to Soubi!Czy on jest chory?
   Patrzyłem na niego wielkimi oczami.
   Przyłożyłem mu rękę do czoła w celu sprawdzenia temperatury. Jak jest chory, to chyba warto sprawdzić, jak by co przyniosę mu aspirynę czy coś w tym stylu.
  • Ritsuka, co robisz?
  • Sprawdzam czy nie masz przypadkiem gorączki.
  • To widzę, ale po co?
   I w tym oto momencie, zatkało mnie. Co ja mam mu niby powiedzieć, co? Że liczyłem na namiętny pocałunek, a dostałem zwykłego całusa który mnie ani trochę nie usatysfakcjonował? Chwila, co? Przecież ja to sobie wymyśliłem na biegu, wcale tego nie chciałem. A może chciałem i dlatego to mi przyszło do głowy...
   Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem że tak ja tego chciałem, i za nic się do tego nie przyznam! No tylko przed samym sobą.
   Tak chciałem żeby mnie pocałował. On to tak cudownie robi, nie wiem czy dobrze bo nie mam porównania, ale mi się podoba.
   Popatrzyłem w jego piękne oczy. Skoro i tak już sam przed sobą przyznałem że chcę by mnie całował, to może warto wykorzystać że jest tu teraz przy mnie?
   „Raz się żyje” pomyślałem i złożyłem na jego ustach pierwszy pocałunek w moim życiu. 

***
Dobrze, a więc jesteśmy już po trzeciej notce, a tu komentarzy brak :c proszę was o nie i o szczere opinie na temat moich notek... Z resztą piszcie cokolwiek, nawet coś całkiem bez sensu (ja potrafię zrozumieć ludzi nie zrozumiałych, więc to jakby nie robi mi problemu więc (x2 więc xD) nie przejmuj się tym jeśli obawiasz się że cię nie zrozumiem bo i tak pewnie będę wiedziała o co chodzi^^)

2 komentarze: